Rebeca
poniedziałek, 18 maja 2015
Uwaga!
Moi kochani czytelnicy. Wszem i wobec oświadczam wszystkim zniecierpliwionym i ciekawym dalszych losów Desmonda i Liliany, że wznawiam moją działalność. Mam kilka nowych pomysłów dlatego co jakiś czas poprzednie wpisy mogą podlegać wszelkiego rodzaju modernizacją. Korzystając z okazji, chciałam wam jeszcze raz polecić książkę ,, Kochani dlaczego się poddaliście?". Ostatnio przeczytałam ją po raz kolejny kilku kro tnie bezpośrednio po sobie i muszę powiedzieć, że za każdym razem kiedy ją kończyłam byłam tak samo oszołomiona.
niedziela, 3 maja 2015
WAŻNE !!!
Witajcie moi mili. Chciałam wam powiedzieć, że zawieszam bloga. Nie dlatego, że mam złe stopni czy też innego rodzaju problemy, a dlatego, że przestałam dostrzegać w tej historii siebie, a skoro w mojej własnej opowieści nie ma najmniejszej cząstki mnie samej nie mogę pisać jej dalej. Mam teraz trochę gorszy czas i może kiedy przez niego przebrnę wrócę z powrotem do przygód Lilianny i Desmonda.
Rebeca
niedziela, 26 kwietnia 2015
Rozdział 2 ( część 6)
Sakura i Kristofer śmiali się głośno przekazując między sobą jointa. Byłem dzisiaj bardzo zmęczony dlatego postanowiłem ograniczyć swoją "imprezową aktywność" do wypicia jakiejś nie znacznej ilości piwa.
Mimo iż zegar bił 23.30 i jakaś połowa domówki był już za nami ja wciąż miałem nadzieję, że niedawno poznana dziewczyna jeszcze się pojawi.
-Gościu błagam weź wyluzuj. Od jednego bucha jeszcze nikt nie umarł. Odstresujesz się trochę- namawiał mnie Kristofer przystawiając skręta do ust.
-Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że dzisiaj się w to nie bawię?
Sakura pokręciła głową wtulając się w ramię popijającego drinka Siekiery.
-Proszę tylko nie mów, że w dalszym ciągu czekasz na tą laskę.
Skrzywiłem się nie chcąc przyznać, że to prawda
-O stary, nie wiedziałem, że już teraz zajdzie taka konieczność, ale cóż na szczęście jestem odpowiednio przygotowany. Czas otworzyć moją torebkę ratunkową- wrzasnął Kris tak głośno, że prawdopodobnie wszyscy przebywający w domu Sakury zwrócili na niego uwagę, a jako że ludzka ciekawość nie zna granic to z pewnością dopatrzyli się wyciąganej przez niego z kieszeni torebki kokainy. Wyrwałem mu woreczek pełen białego proszku i z powrotem wepchnąłem do jego kieszeni najgłębiej jak było to możliwe.
-Des weź wyluzuj poza tym kurwa gdzie z tymi łapami?!- powiedział odpychając mnie od siebie.
Wiedziałem, że mój kumpel czasem wciąga co nie co więc w sumie nie zdziwił mnie fakt, że ma w kieszeni trochę śniegu aczkolwiek wyciąganie go w miejscu pełnym ludzi wydawało mi się z lekka nie rozsądne.
Sakura roześmiała się.
-Odpuść już. jest piątek. Ona już nie przyjdzie. Albo leży nawalona pod jakąś ławką, albo pije ze swoimi znajomymi. Sorry Gaara, ale chyba trochę się co do niej przeliczyłeś.
Jako że od wieków byłem człowiekiem niezwykle podatnym na wpływy potulnie zaciągnąłem się jointem, który dziwnym trafem nagle wylądowała w mojej dłoni. Towarzyszyły mi gromkie oklaski ze strony znajomych.
- Brawo! Zajęło nam to całe...-Siekiera spojrzał na zegarek. Był już tak wstawiony, że zanim udało mu się z niego co kol wiek odczytać minęło trochę czasu.-...dwie trzy godziny, ale ostatecznie udało nam się sprowadzić cię na drogę pełną łajdaków i narkomanów bez większych perspektyw.- wymamrotał prawie nie zrozumiale, a ja roześmiałem się głośno rozbawiony jego dykcja.
Powoli zaczynało mi się kręcić w głowie i nawet nie zauważyłem jak czyjaś dłoń wyrywa mi blanta.
-A co to za gówno?- zapytał odległy głos.
-Żadne gówno- zaprotestował Kristofer- Najdroższy towar na mieście. Nie znajdziesz lepszego. Słowo harcerza.
Lilianna sztachnęła się i oddała skręta Krisofi.
-Jak dla mnie bez szału - oceniła wyciągają paczkę marlboro.- Mogę się dosiąść?
W odpowiedzi pokiwałem twierdząco głową, a Sakura Kris a nawet prawie nieprzytomny Siekiera dostali ataku śmiechu.
-Tylko na tyle cię stać? Od trzech godzin pieprzysz tylko o jej "idealnych" włosach, a kiedy wreszcie się pojawia potrafisz zdobyć się tylko na lekceważący ruch głową? Nie wiem ile razy już ci to mówiłam, ale jesteś beznadziejny.- Kwiat Wiśni nie szczędziła komplementów.
Poderwałem się z miejsca i lekko zachwiałem, a na konie podałem rękę Liliannie poprawiłem leżącą na dywanie pufę i palnąłem najgłupszą mówkę jaką tylko zdołałem wymyślić.
-Och miłościwa pani, a cóż to za pytanie? To miejsce wręcz nie może doczekać się twoich jędrnych pośladków!
Rozbawiona dziewczyna spoczęła w naszym gronie i odpaliła pierwszego papierosa.
-Faceci- skomentowała- co oni by bez nas zrobili.
-Święte słowa- przytaknęła jej Sakura.
Kolejne godziny mijały dosyć szybko. Okazało się, że nasza piątka, a raczej szóstka dlatego, że chwile po naszym powitaniu dołączył do nas Mats miała całkiem sporo wspólnych tematów. Lilianna była jeszcze lepszą osobą niż to sobie wyobrażałem. Inteligentna, błyskotliwa, a do tego całkiem nie brzydka. rzec by można, ż urodą grzeszyła jak mało która istota.
-Dlaczego tyle palisz?- zapytał Siekiera. Kiedy tylko Sakura przypomniała sobie, że prawdopodobnie to właśnie jej chłopak będzie naszym kierowcą zabroniła mu brać do ust nawet najmniejszego łyka alkoholu dlatego stan Kuroyuukiego był obecnie w miarę stabilny.
-Właśnie, to bardzo dobre pytanie. Od kąt do nas przyszłaś ani chwili nie spędziłaś nie emitując dymu do atmosfery.
Lilianna zaciągnęła się.
Lilianna zaciągnęła się.
-Widzicie, papierosy mają dla mnie bardzo symboliczne znaczenie.
-O matko- westchnął Siekiera. Zdecydowanie nie był typem filozofa.
-Mianowicie?-dopytałem ciekaw jej odpowiedzi.
-,,I tak każdy skończy jak papieros wypalony".- powiedziała tajemniczo.
- Co to znaczy?- Byłem bardzo zainteresowany tym co ma do powiedzenia.
-To fragment tekstu piosenki zespołu z za oceanu, którego jak mniemam nie zna nikt na tym kontynencie. W każdym razie bardzo lubię ten cytat. Prawdopodobnie dlatego, że całkowicie się z nim zgadzam. Ludzie są jak papierosy. Mogą trochę różnić się opakowaniem, ale wewnątrz zawsze mają to samo i któregoś dnia się skończą nie zależnie jak będzie wyglądała ich śmierć, w końcu nastąpi. W każdym w którymś momencie zgaśnie płomień życia i zostanie rzucony na ziemię. Tak jak by nigdy nic nie znaczył. Reszta naszego gatunku o nim zapomni dlatego, że na naszej ziemi jest jeszcze cała masa innych ludzi, fajek.
Chyba do tej pory przeceniałam swoją inteligencje. Nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć. Nie chciałem wchodzić z nią w dyskusję na ten temat bo na pewno by mnie zagięła już na samym jej początku.
- Co to znaczy?- Byłem bardzo zainteresowany tym co ma do powiedzenia.
-To fragment tekstu piosenki zespołu z za oceanu, którego jak mniemam nie zna nikt na tym kontynencie. W każdym razie bardzo lubię ten cytat. Prawdopodobnie dlatego, że całkowicie się z nim zgadzam. Ludzie są jak papierosy. Mogą trochę różnić się opakowaniem, ale wewnątrz zawsze mają to samo i któregoś dnia się skończą nie zależnie jak będzie wyglądała ich śmierć, w końcu nastąpi. W każdym w którymś momencie zgaśnie płomień życia i zostanie rzucony na ziemię. Tak jak by nigdy nic nie znaczył. Reszta naszego gatunku o nim zapomni dlatego, że na naszej ziemi jest jeszcze cała masa innych ludzi, fajek.
Chyba do tej pory przeceniałam swoją inteligencje. Nie wiedziałem co powinienem odpowiedzieć. Nie chciałem wchodzić z nią w dyskusję na ten temat bo na pewno by mnie zagięła już na samym jej początku.
-Aha. - wydukałem tylko nie umiejąc wydobyć z siebie ani jednego słowa na temat togo co przed chwilą usłyszałem.- A reszta tych twoich przemyśleń? Z tego co pamiętam mówiłaś w liczbie mnogiej o dostrzeganej przez ciebie symbolice.
Uśmiechnęła się.
-To co prawda nie jest żadną metaforą... ale wcześniej wspominałeś, że lubisz Johna Greena. Zapoznałeś się z jego twórczością w całości?
Pokiwałem głową.
-Zastanów się zatem nad istotą palącej Alaski.
Zrobiłem o co mnie poprosiła jednak jedyne co przyszło mi na myśl to to, że Alaska paliła po to by któregoś dnia umrzeć. Ciężko było mi uwierzyć, że właśnie to kazała mi przeanalizować Lilianna.
-Czekaj, nie za bardzo rozumiem co masz na myśli- powiedziałem zmieszany, a moja rozmówczyni wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
-Ale jak to? Przecież powiedziałeś, że czytałeś każda jego książkę.
-Bo czytałem-odpowiedziałem obojętnie.
-W takim razie nie rozumiem czego nie pojmujesz- oburzyła się.
-Wydaje mi się- zaryzykowałem- że to trochę.. no nie wiem... zbyt proste? Zbyt nieskuteczne?
Lilianna zdziwiła się.
-Widzisz wywołanie śmierci na skutek palenia papierosów to bardzo długi proces. Poza tym żeby dostać rak płuc trzeba by wypalać nieprawdopodobną ilość fajek dziennie. Nie sądzę żebyś zarówno ty jak i Alaska była w stania aż tyle napalić.
Lilianna zamyśliła się i przez moment trwaliśmy w milczeniu, które zdawało się trwać wiecznie. Siekiera, który tylko przysłuchiwał się naszej rozmowie obserwował z zainteresowaniem rozwój sytuacji. Nasz nowa towarzyszka musiała mówić naprawdę ciekawie dlatego, że tyrpnął on rozmawiającą z jakąś dziewczyną o kręconych włosach Sakurę.
- Nie wiem jak dla Johna Greena i nie wiem jak dla samej Alaski, ale dla mnie każdy kolejny papieros to krok w stronę spełnienia marzeń. Każdy kolejny buch, którym się delektuję pozwala poczuć jak na moich dłoniach powoli zaciskają się kościste palce śmierci. To trochę tak jak gdybym bawiła się z nią w chowanego, a nasza rozgrywka miała by z góry ustalonego zwycięzce. Kiedy mam w ustach fajkę Kostuchna widzi moją sylwetkę i zbliża się w jej stronę, ale kiedy jest na wyciągnięcie ręki cygareta niespodziewanie się kończy, a ja znikam za kolejnym drzewem zmuszając ją do dalszych poszukiwań.
Nie odpowiedziałem jej czekając aż uzupełni swoją wypowiedź. Nie znałem jej zbyt długo, ale mimo wszystko wiedziałem, że to jeszcze nie koniec jej monologu.
-W zasadzie- dodała w końcu- każdy z nas gra ze śmiercią w taką grę. Ty też Desmondzie, tylko nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Kiedy robisz coś niebezpiecznego, kiedy pojawia się zagrożenie jeśli dobrze wytężysz słuch usłyszysz jej oddech, poczujesz jej dotyk, a może nawet zobaczysz skrawek jej peleryny, ale nie chwycisz jej za dłoń bo uda Ci się ukryć by w spokoju wyczekać dnia, w którym nie będzie już ani jednej bezpiecznej nory. To straszne, ale taka jest prawda, a ty mówiąc, że palenia papierosów tylko po to by umrzeć jest zbyt banalne ani trochę się nie mylisz jednak obawiam się, że sama śmierć nie należy do trudniejszych.- uśmiechnęła się smutno, a w około nas zebrała się cała nasza siódemka zasłuchana w jej słowa.
-Późno już. Powinniśmy się zbierać- powiedział Kay- Spokojnie odwiozę nas nie pozwolę mu prowadzić w takim stanie. Lilianna?
-Tak?
-Możesz jechać z nami.
Rebeca
Rozdział 2 ( część 5)
Po skończonych lekcjach Siekiera odwiózł mnie do domu. Początkowo proponowała abym razem z nim udał się do centrum handlowego pomóc wybrać Sakurze jakąś sukienkę na wieczór, ale odmówiłem. Obiecałem Amber, że poprawię jej jakieś opowiadanie na angielski, a po za tym i tak nie szczególnie miałem ochotę pałętać się po sklepach. Jestem 100% facetem i takie miejsca jak galerie handlowe nie należą do moich ulubionych. Poza tym byłem z lekka przerażony perspektywą wieczoru w towarzystwie tak pięknej dziewczyny jak Lilianna i pewnie i tak nie mógł bym się na niczym skupić. Chociaż nie zapowiadało się na romantyczną posiadówkę we dwójkę, denerwowałem się tak jak bym przygotowywał kolację przy świecach, do której mam nadzieję w przyszłości kiedyś dojdzie. W towarzystwie dziewczyny, która w padła mi w oko ostatni raz miałem przyjemność przebywać w wieku 10 lat dlatego ewidentnie nie miałem w prawy we flirtowaniu. Po za tym obawiałem się iż nie uda mi się zrobić dobrego wrażenia swoim wizerunkiem. Jakoś tak wyszło, że wszystkie moje ubrania wyglądają bardzo podobnie. Powiem szczerze w jednej chwili na głowę sypnęły mi się wszystkie te zmartwienia, których jak najdłużej chciałem uniknąć.
- Desmondzie!- dobiegł mnie krzyk młodszej siostry gdy tylko przekroczyłem próg domu- pamiętasz o swojej obietnicy ?
Zdjąłem buty i postawiłem je na przeznaczonej do tego wycieraczce. Czy w tym domu naprawdę nie mogę mieć ani chwili spokoju? Ledwo wszedłem do środka, a Amber już zamierza zarzucać mnie jakimiś głupotami.
-Tak. Zaraz przyjdę- odpowiedziałem skwaszony podnosząc z ziemi kostkę i zarzucając ją sobie na plecy. Powoli powłóczyłem się do pokoju Młodej. Siedziała przy biurku z otwartym brudnopisem i gryzmoliła w nim niestaranne litery. Zawsze kiedy na nią patrzyłem było mi jej coraz bardziej szkoda. Kiedy ja byłem w jej wieku sam odrabiałem prace domowe, jeździłem do szkoły dusznym autobusem, a kiedy coś przeskrobałem dostawałem szlaban, a nie tylko głupie pouczenie. Ogólnie rzecz biorąc byłem dużo bardziej samodzielny niż ona. Być może dlatego ja już w tedy miałem długie spięte w kucyk kręcone blond włosy, których nigdy nie czesałem, a na nogach nosiłem ciężkie buty nie zależnie od tego jak była pogoda, a ona w dalszym ciągu prosiła mamę żeby związywała jej dwa warkocze podczas gdy sama zakładała na siebie różowe misiowate bluzy i przymałe ogrodniczki.
Rzuciłem okiem na te jej wypociny i doszedłem do wniosku, że to co napisała jest całkiem dobre pod względem zarówno stylistycznym jak i ortograficznym. Całe szczęście. Dzięki temu poprawianie drobnych niedoskonałości nie zabrało mi dużo czasu.
-Myślę, że teraz powinno być już okay.-uśmiechnąłem się oddając jej zeszyt z powrotem.
-Jesteś najlepszym bratem na świecie- przytuliła mnie. Moja siostra była dziecinna i co za tym idzie często nie dawała się lubić, ale nigdy nie rzucała mi się na szyję. Ewidentnie coś było nie tak. Spojrzałem na nią podejrzliwie, a ona kontynuowała- dlatego mam nadziej, że nie obrazisz się jeśli powiem ci, że podebrałam dzisiaj kilka twoich płyt.
Wytrzeszczyłem z niedowierzaniem oczy. Moja siostra kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z koronkowymi spódnicami w kolorze godnym określenia lila róż dupę. Byłem mile zaskoczony jednak z obawy iż jeśli nie uświadomię jej, że po mimo wszystko nie podoba mi się, że zabiera moje rzeczy bez pytania będzie to robiła częściej.
-Mam nadzieję, że nadal są w dobrym stanie- powiedziałem nie umiejąc zdobyć się na nic bardziej nie przyjemnego- i, że niebawem wrócą na swoje miejsce.
-Już wróciły- zapewniła mnie pośpiesznie- Wiesz Des tak naprawdę podbieram je już od jakiegoś czasu.
-Naprawdę?
- Tak, ale pomyślałam sobie, że pewnie i tak się nie zorientujesz jeśli uda mi się wszystko odnosić z powrotem za nim wrócisz ze szkoły, albo imprezy. Nie jesteś na mnie zły?
Uśmiechnąłem się.
-Mogę wiedzieć chociaż co takiego przypadło ci do gustu?
Pokiwała głową.
-Szczególnie Green day. W sumie po za tym czasem słuchałam jeszcze tylko Guns N' Roses.
Byłem zdziwiony. Nie podejrzewał bym, że mojej nieporadnej Amber spodoba się takie brzmienie.
-Chodź ze mną chyba mam coś co może ci się spodobać.
Poprowadziłem ją do mojego pokoju i obdarowałem trzema płytami my chemical romance.
-Mam nadziej, że trafią w twoje nowe upodobania. Tylko proszę zrób coś z tymi ubraniami. Nie każę od razu stawać się żądnym kociej krwi black metalowcem, ale skoro twoje gusta muzyczne są już nie co bardziej wyrafinowane mogła być zrezygnować z niektórych bluz. Bez obrazy, ale do tej pory maiłem cię za fanatyczkę tego ostatnio coraz bardziej popularnego różowego gówna.
-Nic nie szkodzi- jeszcze raz mnie objęła- I dziękuję oczywiście. Naprawdę jesteś najlepszym bratem na świecie.
Roześmiałem się. Amber była niezwykle rozkoszna, ale z drugiej strony zbyt duża na to wszystko co mówiła, robiła i nosiła.
-Cieszę się, że jesteś zadowolona mimo wszystko najwyższy czas żebyś się ulotniła. Muszę się jak najszybciej przebrać. Śmierdzę jak stare skarpety, a znając życie zaraz będzie tu Kay. Muszę doprowadzić się do stanu chociaż względnej używalności.
-Jasne. Tylko mam jedną uwagę. Jeśli chcesz poderwać dziewczynę nie ubieraj tej koszulki z czerwonym napisem i wielkim potworem na plecach. Uwierz mi ona naprawdę nie wygląda lepiej niż szmata wyciągnięta z niedźwiedziej nory.
-Jeśli wielmożna pani tak uważa to nie pozostaje mi już nic jak tylko zapewnić ją, że za niecham jej włożenia.- zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem. Wydaje mi się, że mogła jęczeć coś jeszcze na progu, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Kochałem ją. Była w końcu moją siostrą, ale gdybym słuchał wszystkiego co mówi prawdopodobnie wkrótce bym zwariował.
Rzuciłem okiem na te jej wypociny i doszedłem do wniosku, że to co napisała jest całkiem dobre pod względem zarówno stylistycznym jak i ortograficznym. Całe szczęście. Dzięki temu poprawianie drobnych niedoskonałości nie zabrało mi dużo czasu.
-Myślę, że teraz powinno być już okay.-uśmiechnąłem się oddając jej zeszyt z powrotem.
-Jesteś najlepszym bratem na świecie- przytuliła mnie. Moja siostra była dziecinna i co za tym idzie często nie dawała się lubić, ale nigdy nie rzucała mi się na szyję. Ewidentnie coś było nie tak. Spojrzałem na nią podejrzliwie, a ona kontynuowała- dlatego mam nadziej, że nie obrazisz się jeśli powiem ci, że podebrałam dzisiaj kilka twoich płyt.
Wytrzeszczyłem z niedowierzaniem oczy. Moja siostra kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z koronkowymi spódnicami w kolorze godnym określenia lila róż dupę. Byłem mile zaskoczony jednak z obawy iż jeśli nie uświadomię jej, że po mimo wszystko nie podoba mi się, że zabiera moje rzeczy bez pytania będzie to robiła częściej.
-Mam nadzieję, że nadal są w dobrym stanie- powiedziałem nie umiejąc zdobyć się na nic bardziej nie przyjemnego- i, że niebawem wrócą na swoje miejsce.
-Już wróciły- zapewniła mnie pośpiesznie- Wiesz Des tak naprawdę podbieram je już od jakiegoś czasu.
-Naprawdę?
- Tak, ale pomyślałam sobie, że pewnie i tak się nie zorientujesz jeśli uda mi się wszystko odnosić z powrotem za nim wrócisz ze szkoły, albo imprezy. Nie jesteś na mnie zły?
Uśmiechnąłem się.
-Mogę wiedzieć chociaż co takiego przypadło ci do gustu?
Pokiwała głową.
-Szczególnie Green day. W sumie po za tym czasem słuchałam jeszcze tylko Guns N' Roses.
Byłem zdziwiony. Nie podejrzewał bym, że mojej nieporadnej Amber spodoba się takie brzmienie.
-Chodź ze mną chyba mam coś co może ci się spodobać.
Poprowadziłem ją do mojego pokoju i obdarowałem trzema płytami my chemical romance.
-Mam nadziej, że trafią w twoje nowe upodobania. Tylko proszę zrób coś z tymi ubraniami. Nie każę od razu stawać się żądnym kociej krwi black metalowcem, ale skoro twoje gusta muzyczne są już nie co bardziej wyrafinowane mogła być zrezygnować z niektórych bluz. Bez obrazy, ale do tej pory maiłem cię za fanatyczkę tego ostatnio coraz bardziej popularnego różowego gówna.
-Nic nie szkodzi- jeszcze raz mnie objęła- I dziękuję oczywiście. Naprawdę jesteś najlepszym bratem na świecie.
Roześmiałem się. Amber była niezwykle rozkoszna, ale z drugiej strony zbyt duża na to wszystko co mówiła, robiła i nosiła.
-Cieszę się, że jesteś zadowolona mimo wszystko najwyższy czas żebyś się ulotniła. Muszę się jak najszybciej przebrać. Śmierdzę jak stare skarpety, a znając życie zaraz będzie tu Kay. Muszę doprowadzić się do stanu chociaż względnej używalności.
-Jasne. Tylko mam jedną uwagę. Jeśli chcesz poderwać dziewczynę nie ubieraj tej koszulki z czerwonym napisem i wielkim potworem na plecach. Uwierz mi ona naprawdę nie wygląda lepiej niż szmata wyciągnięta z niedźwiedziej nory.
-Jeśli wielmożna pani tak uważa to nie pozostaje mi już nic jak tylko zapewnić ją, że za niecham jej włożenia.- zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem. Wydaje mi się, że mogła jęczeć coś jeszcze na progu, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Kochałem ją. Była w końcu moją siostrą, ale gdybym słuchał wszystkiego co mówi prawdopodobnie wkrótce bym zwariował.
Otworzyłem szafę stojącą w rogu mojego królestwa i wyciągnąłem z niej koszule w kratę wraz z koszulką z nirvany- tą która kupić można na każdym bazarze. Nie miałem czasu żeby się wykąpać dlatego z psikałem się dezodorantem, a na koniec z pryskałem resztką perfum. Na co dzień kompletnie nie interesowało mnie czy ulatniający się ode mnie zapach jest przyjemny ani czy ubranie w którym jestem było ostatnio prane, ale tym razem postanowiłem przywiązać do tego trochę większą wagę.
Ledwo w spokoju usiadłem na łóżku i wyciągnąłem z kostki przybory szkolne, a dźwięk klaksonu przywołał mnie do okna.
- Jeśli zamierzasz z nami jechać radzę się pospieszyć zwłaszcza, że tego wieczoru na twoim miejscu nie chciał bym przypominać wyglądem spoconej wiewiórki.- wrzasnął Kay kiedy otworzyłem okiennice wychylając się z miniwana. Pośpiesznie zasznurowałem buty. Czas stanąć oko w oko z Lilianną.
Ledwo w spokoju usiadłem na łóżku i wyciągnąłem z kostki przybory szkolne, a dźwięk klaksonu przywołał mnie do okna.
- Jeśli zamierzasz z nami jechać radzę się pospieszyć zwłaszcza, że tego wieczoru na twoim miejscu nie chciał bym przypominać wyglądem spoconej wiewiórki.- wrzasnął Kay kiedy otworzyłem okiennice wychylając się z miniwana. Pośpiesznie zasznurowałem buty. Czas stanąć oko w oko z Lilianną.
Rebeca
sobota, 25 kwietnia 2015
Rozdział 2 ( część 4)
Jak zapewne nie trudno się domyślić dalsza część lekcji nie przebiegała normalnie. Pani Bain na nasze nieszczęście dostrzegła fakt iż ktoś ewidentnie zakpił z jej autorytetu i po mimo iż zajęcia dobiegały końca zapytała dwie dziewczyny, które myśląc, że nasza nauczycielka jest rozkojarzona zaczęły pisać do siebie liściki. Kiedy historyczka wywołała je na środek, a potem zadała trzy pytania wyrwane z różnych działów na koniec nagradzając odpowiednio niskimi stopniami miałem ochotę obgryzać paznokcie ze zdenerwowania. Obawiałem się, że wraz z momentem, w którym z powrotem zajmą swoje miejsca to ja zostanę zawezwany pod tablice dlatego, że podczas gdy one stękały usiłując coś wymyślić razem z Sakurą wymienialiśmy godne pożałowania spojrzenie. Na szczęście w raz z chwilą gdy pani Bain zajrzał do swojego kajetu by odczytać nazwisko kolejnego skazańca rozległ się dźwięk dzwonka sygnalizującego koniec naszej męczarni.
Szybciej niż zwykle spakowałem swoją kostkę i wybiegłem z dusznego pomieszczenia. W klasie obok jeszcze przed sekundą matematykę miał jeden z moich niezrównoważonych psychicznie kumpli- Kristofer. Jak zawsze czekał na mnie pod oknem umieszczonym na ścianie na przeciwko żeby razem ze mną udać się na lunch. Na powitanie przybiłem mu naszą zwyczajową piątkę.
-Siema stary !- ucieszył się z naszego spotkania- Coś się stało? Jesteś jakiś przygaszony.
Westchnąłem ciężko. Faktycznie lekcje historii zawsze wpędzały mnie w grobowy nastój.
-W zasadzie nic nad zwyczajnego. Na ostatniej lekcji najzwyczajniej w świecie miałem okazję stanąć oko w oko z niedoszłą samobójczynią.- wymamrotałem całkowicie pozbawiony życia.
- Ło! Gościu powiedz, która to, która to ?! Chodź przykleimy jej żyletę na szafkę!-rozochocił się.
-Nie!- ożywiłem się natychmiast- Nikt nie będzie jej niczego nigdzie przyklejał, a już na pewno nie ja. Zresztą chodziło mi o to, że poddała krytyce zdanie pani Bain, a na koniec wyszła w czasie trwania je zajęć, a nie, że skoczyła z mostu rozciągającego się nad ruchliwą autostradą i zamiast wylądować na twardym asfalcie upadła na przyczepę akurat przejeżdżającego auta wypełnioną po brzegi choinkami.
Kristofer posmutniał momentalnie i otworzył nam drzwi prowadzące do stołówki. Stanęliśmy w jak na razie krótkiej kolejce pełnej oczekujących na niezjadliwe jedzenie.
- Czekaj czekaj. Co zrobiła ?!- niemal wykrzyknął kiedy wziąłem do ręki swoją porcję ziemniaków polanych bardzo dziwnym sosem mięsnym.
-Przecież już ci mówiłem. Nie zgadzała się z panią Bain w jakiejś kwestii i postanowiła jej to zakomunikować na koniec opuszczając zajęcia zanim dobiegły końca.
-O cholera niezła z niej zawodniczka.- Skomentował.- Ej ludzie- wrzasnął kiedy podeszliśmy do naszego stolika- Gdzieś po tych obskurnych korytarzach chodzi jakaś ostra laska.
-Lilianna Dellair?-zapytała Sakura. Kompletnie zapomniałem, że chodzimy razem na historię i zgubiłem ją gdzieś w drodze do Kristofera. Swoją drogą trzeba być naprawdę utalentowanym żeby zapodziać kogoś na tak krótkim odcinku.- widziałam ją w czasie zajęć i jak dla mnie jest zwyczajnie charakterna, a wyglądem przypomina trochę czarnego kruka. Jak ty Gaara.
Uśmiechnąłem się, a siedzący naprzeciwko mnie Kay brat Rosy dwa lata ode mnie starszy rozejrzał się do okola.
-No to powiedz Des, która to niebawem zyska tytuł pierwszej poważnej dziewczyny naszego prawiczka?- zapytał z przekąsem.
- Wydaje mi się, że nawet tak podobna do mnie z wyglądu osoba raczej nie zechce nosić takowego miana, ale jeśli zamierzamy zdawać się na Sakurę to będzie to siedząca pod oknem czarna wdowa.-oznajmiłem ruchem głowy wskazując kierunek, w którym powinien spojrzeć żeby dostrzec opisywaną prze nas postać. Na nieszczęście zapomniałem, że z naszego grona nikt po za Rosą nie grzeszy subtelnością i w jednej chwili w stronę Lilianny spojrzał się Kristofer, Kay, Sakura, Siekiera i dopiero co przybyły Mats. Rosa usiłując zachować dobre maniery zerkała tylko z nad talerza licząc, że pozostanie nie dostrzeżona. Na domiar złego obiekt poddany przez nas obserwacji w pewnej chwili odwrócił głowę w naszym kierunku tak, że cyrk, który odstawiliśmy został zauważony. Oczywiście cała nasza siódemka - bo nie będę mówił wam, że jako jedyny na nią patrzyłem- postanowiła udawać głupich i natychmiast każdy z nas odwrócił spojrzenie w drugą stronę.
-No no powiem ci niezła jest.-oznajmił Mats klepiąc mnie po ramieniu.- Radzę ci tego nie spieprzyć. Rzecz jasna mogę się mylić, ale na pierwszy rzut oka nie wygląda na taką, która daje się zchwytać w sidła pierwszemu lepszemu gnojkowi. Bez urazu Des.
-Spoko. Gdybym miał się na ciebie obrażać za każdym razem kiedy mówisz mi coś niemiłego prawdopodobni przestał bym się do ciebie odzywać lata temu.
- Jak mniemam głównie dlatego, że twoja buzia mogła by być nieźle sfatygowana. Bardzo nie lubię kiedy ludzie mnie ignorują.
Roześmiałem się głośno kompletnie nie zwracając uwagi na tacę stawianą tuż obok mnie.
-Cześć- przywrócił mnie do stanu 100% trzeźwości znajomy już głos- Widziałam, że się na mnie patrzycie i postanowiłam zadbać o wasze oczy zjawiając się nie co bliżej. Mam nadziej, że nie macie nic przeciwko. Jestem Lilianna, ale wydaje mi się, że to już wiecie.
W tym momencie Siekiera opętany został nieprawdopodobnym atakiem śmiechu. Sakura patrzyła na niego nie mogąc ukryć wstydu aż w końcu trzepnęła go w głowę jednak ten w dalszym ciągu nie mógł się uspokoić.
-Przepraszam za niego. Co prawda nigdy nie był u psychiatry, ale prawdopodobnie nie jest do końca zdrowy...wiesz co mam na myśli. Mam na imię Sakura. Chodzimy razem na historię świata.-wyciągnęła rękę do naszej nowej towarzyszki.
-Tak pamiętam Cię. Siedzisz na końcu obok chłopaka, który nałogowo wpada na mnie na korytarzu.- zaśmiała się. Niestety wypowiedziane prze nią słowa jeszcze bardziej rozbawiły Siekierę, który na domiar złego próbował przedstawić się przez łzy. Wszyscy jedno głośnie postanowiliśmy to ignorować.
- Chyba masz na myśli mnie.- oznajmiłem nie śmiało- Jestem Desmond i strasznie przepraszam za dzisiaj.
Siekiera, który dzięki Sakurze już odrobinę się uspokoił wrócił do swojego poprzedniego stanu. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Chyba wiedziałem co tak strasznie bawi mojego przyjaciela. O tuż ostatnimi czasy dosyć dużo wspominałem o naszej nowej koleżance. Przeciętnie jakieś 90% tego co mówiłem dotyczyło właśnie jej. Pozostałe 10% stanowiło potakiwanie na to o czym on mi opowiadał.
-Nic nie szkodzi byłam zwyczajnie zdenerwowana. Swoją drogą całkowici nie potrzebnie- uśmiechnęła się nabierając na widelec trochę ziemniaków.
To była moja jedyna szansa żeby spotkać się z nią po szkole. Uznałem, że tym razem nie zmarnuję okazji.
-Mimo wszystko może chciała byś iść ze mną na imprezę do Sakury w ramach przeprosin-zapytałem-będzie też reszta naszej ekipy- spanikowałem.
Lilianna zastanowiła się przez moment.
-Tak myślę, że może być fajnie. Chętnie się pojawię jeśli rzecz jasna dacie mi odpowiednie wytyczne. Muszę wiedzieć gdzie mam się zjawić.
-Tak pewnie.-zapewniłem ją dostrzegając miny moich przyjaciół. Mogę przysiąc, że wyglądali tak jak by za raz mieli ryknąć śmiechem swoją drogą nie dziwię im się. To chyba najbardziej żenująca próba zaproszenia dziewczyny na randkę w całym moim marnym życiu.
Szybciej niż zwykle spakowałem swoją kostkę i wybiegłem z dusznego pomieszczenia. W klasie obok jeszcze przed sekundą matematykę miał jeden z moich niezrównoważonych psychicznie kumpli- Kristofer. Jak zawsze czekał na mnie pod oknem umieszczonym na ścianie na przeciwko żeby razem ze mną udać się na lunch. Na powitanie przybiłem mu naszą zwyczajową piątkę.
-Siema stary !- ucieszył się z naszego spotkania- Coś się stało? Jesteś jakiś przygaszony.
Westchnąłem ciężko. Faktycznie lekcje historii zawsze wpędzały mnie w grobowy nastój.
-W zasadzie nic nad zwyczajnego. Na ostatniej lekcji najzwyczajniej w świecie miałem okazję stanąć oko w oko z niedoszłą samobójczynią.- wymamrotałem całkowicie pozbawiony życia.
- Ło! Gościu powiedz, która to, która to ?! Chodź przykleimy jej żyletę na szafkę!-rozochocił się.
-Nie!- ożywiłem się natychmiast- Nikt nie będzie jej niczego nigdzie przyklejał, a już na pewno nie ja. Zresztą chodziło mi o to, że poddała krytyce zdanie pani Bain, a na koniec wyszła w czasie trwania je zajęć, a nie, że skoczyła z mostu rozciągającego się nad ruchliwą autostradą i zamiast wylądować na twardym asfalcie upadła na przyczepę akurat przejeżdżającego auta wypełnioną po brzegi choinkami.
Kristofer posmutniał momentalnie i otworzył nam drzwi prowadzące do stołówki. Stanęliśmy w jak na razie krótkiej kolejce pełnej oczekujących na niezjadliwe jedzenie.
- Czekaj czekaj. Co zrobiła ?!- niemal wykrzyknął kiedy wziąłem do ręki swoją porcję ziemniaków polanych bardzo dziwnym sosem mięsnym.
-Przecież już ci mówiłem. Nie zgadzała się z panią Bain w jakiejś kwestii i postanowiła jej to zakomunikować na koniec opuszczając zajęcia zanim dobiegły końca.
-O cholera niezła z niej zawodniczka.- Skomentował.- Ej ludzie- wrzasnął kiedy podeszliśmy do naszego stolika- Gdzieś po tych obskurnych korytarzach chodzi jakaś ostra laska.
-Lilianna Dellair?-zapytała Sakura. Kompletnie zapomniałem, że chodzimy razem na historię i zgubiłem ją gdzieś w drodze do Kristofera. Swoją drogą trzeba być naprawdę utalentowanym żeby zapodziać kogoś na tak krótkim odcinku.- widziałam ją w czasie zajęć i jak dla mnie jest zwyczajnie charakterna, a wyglądem przypomina trochę czarnego kruka. Jak ty Gaara.
Uśmiechnąłem się, a siedzący naprzeciwko mnie Kay brat Rosy dwa lata ode mnie starszy rozejrzał się do okola.
-No to powiedz Des, która to niebawem zyska tytuł pierwszej poważnej dziewczyny naszego prawiczka?- zapytał z przekąsem.
- Wydaje mi się, że nawet tak podobna do mnie z wyglądu osoba raczej nie zechce nosić takowego miana, ale jeśli zamierzamy zdawać się na Sakurę to będzie to siedząca pod oknem czarna wdowa.-oznajmiłem ruchem głowy wskazując kierunek, w którym powinien spojrzeć żeby dostrzec opisywaną prze nas postać. Na nieszczęście zapomniałem, że z naszego grona nikt po za Rosą nie grzeszy subtelnością i w jednej chwili w stronę Lilianny spojrzał się Kristofer, Kay, Sakura, Siekiera i dopiero co przybyły Mats. Rosa usiłując zachować dobre maniery zerkała tylko z nad talerza licząc, że pozostanie nie dostrzeżona. Na domiar złego obiekt poddany przez nas obserwacji w pewnej chwili odwrócił głowę w naszym kierunku tak, że cyrk, który odstawiliśmy został zauważony. Oczywiście cała nasza siódemka - bo nie będę mówił wam, że jako jedyny na nią patrzyłem- postanowiła udawać głupich i natychmiast każdy z nas odwrócił spojrzenie w drugą stronę.
-No no powiem ci niezła jest.-oznajmił Mats klepiąc mnie po ramieniu.- Radzę ci tego nie spieprzyć. Rzecz jasna mogę się mylić, ale na pierwszy rzut oka nie wygląda na taką, która daje się zchwytać w sidła pierwszemu lepszemu gnojkowi. Bez urazu Des.
-Spoko. Gdybym miał się na ciebie obrażać za każdym razem kiedy mówisz mi coś niemiłego prawdopodobni przestał bym się do ciebie odzywać lata temu.
- Jak mniemam głównie dlatego, że twoja buzia mogła by być nieźle sfatygowana. Bardzo nie lubię kiedy ludzie mnie ignorują.
Roześmiałem się głośno kompletnie nie zwracając uwagi na tacę stawianą tuż obok mnie.
-Cześć- przywrócił mnie do stanu 100% trzeźwości znajomy już głos- Widziałam, że się na mnie patrzycie i postanowiłam zadbać o wasze oczy zjawiając się nie co bliżej. Mam nadziej, że nie macie nic przeciwko. Jestem Lilianna, ale wydaje mi się, że to już wiecie.
W tym momencie Siekiera opętany został nieprawdopodobnym atakiem śmiechu. Sakura patrzyła na niego nie mogąc ukryć wstydu aż w końcu trzepnęła go w głowę jednak ten w dalszym ciągu nie mógł się uspokoić.
-Przepraszam za niego. Co prawda nigdy nie był u psychiatry, ale prawdopodobnie nie jest do końca zdrowy...wiesz co mam na myśli. Mam na imię Sakura. Chodzimy razem na historię świata.-wyciągnęła rękę do naszej nowej towarzyszki.
-Tak pamiętam Cię. Siedzisz na końcu obok chłopaka, który nałogowo wpada na mnie na korytarzu.- zaśmiała się. Niestety wypowiedziane prze nią słowa jeszcze bardziej rozbawiły Siekierę, który na domiar złego próbował przedstawić się przez łzy. Wszyscy jedno głośnie postanowiliśmy to ignorować.
- Chyba masz na myśli mnie.- oznajmiłem nie śmiało- Jestem Desmond i strasznie przepraszam za dzisiaj.
Siekiera, który dzięki Sakurze już odrobinę się uspokoił wrócił do swojego poprzedniego stanu. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Chyba wiedziałem co tak strasznie bawi mojego przyjaciela. O tuż ostatnimi czasy dosyć dużo wspominałem o naszej nowej koleżance. Przeciętnie jakieś 90% tego co mówiłem dotyczyło właśnie jej. Pozostałe 10% stanowiło potakiwanie na to o czym on mi opowiadał.
-Nic nie szkodzi byłam zwyczajnie zdenerwowana. Swoją drogą całkowici nie potrzebnie- uśmiechnęła się nabierając na widelec trochę ziemniaków.
To była moja jedyna szansa żeby spotkać się z nią po szkole. Uznałem, że tym razem nie zmarnuję okazji.
-Mimo wszystko może chciała byś iść ze mną na imprezę do Sakury w ramach przeprosin-zapytałem-będzie też reszta naszej ekipy- spanikowałem.
Lilianna zastanowiła się przez moment.
-Tak myślę, że może być fajnie. Chętnie się pojawię jeśli rzecz jasna dacie mi odpowiednie wytyczne. Muszę wiedzieć gdzie mam się zjawić.
-Tak pewnie.-zapewniłem ją dostrzegając miny moich przyjaciół. Mogę przysiąc, że wyglądali tak jak by za raz mieli ryknąć śmiechem swoją drogą nie dziwię im się. To chyba najbardziej żenująca próba zaproszenia dziewczyny na randkę w całym moim marnym życiu.
Rebeca
piątek, 24 kwietnia 2015
Ważne !!!
Na początek chciała bym przeprosić wszystkich ludzi, którzy po przeczytaniu ostatniego LABu poczuli się w jakiś sposób urażeni. Wiem, że momentami mogłam wam się wydać bardzo niesympatyczną osobą, ale miałam naprawdę STRASZNIE STRASZNIE zły humor, którego w żaden sposób nie byłam w stanie okiełznać. Na co dzień staram się traktować wszystkich tak jak sam chciała bym być traktowana.
Ogólnie rzecz biorąc jeśli chcecie się o mnie czegoś dowiedzieć to śmiało pytajcie w komentarzach czy wiadomościach prywatnych - christianerosiek@gmail.com . Postaram się udzielić prawdziwych odpowiedzi.
Jesteście dla mnie naprawdę ważni bo wasza obecność mimo wszystko pozwala mi złapać wiatr w żagle i za to wam szczerze dziękuję.
Rebeca
wtorek, 21 kwietnia 2015
Rozdział 2 ( część 3)
Muszę przyznać, że po mimo iż raczej nie urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą miałem dzisiaj niesamowitego farta. Mianowicie udało mi się dobiec do klasy na czas. Gdyby mi się to nie udało prawdopodobnie został bym poproszony do odpowiedzi a na nią za cholerę się nie nauczyłem.
W sali było bardzo ciepło, a przez zamknięte okna przedzierały się promienie słońca, które raziły mnie w oczy. Siedziałem na końcu pomieszczenia niemal ocierając się plecami o ustawiony za mną parawan. Obok mnie spoczywała Sakura i usilnie notowała coś w zeszycie, a ja pusto wpatrywałem się w tablice nie mogą zapomnieć wrogiego spojrzenia potrąconej prze ze mnie uczennicy. Było on bowiem niezwykle nie przyjemne i odrzucające, a zarazem miało w sobie coś intrygującego co powodowało, że był bym w stanie potrącić ją raz jeszcze tylko po to by móc znów je zobaczyć.
Wszyscy byli do siebie podobni . Każdy przypominał każdego. Niby od zawsze zdawałem sobie z tego sprawę jednak dopiero teraz było to widoczne aż tak wyraźnie.
Niektórzy - nie poprawni optymiści- próbowali jeszcze smutno się uśmiechać, ale na myśl o pani Bain, która pierwszy raz w historii tej szkoły spóźniała się na lekcję nawet oni jak by nagle posmutnieli.
Z zamyślenia wyrwał mnie stukot jej brązowych obcasów. Szybko sprawdziłem czy moje książki leżą równo, a praca domowa jest odpowiednio wyodrębniona. Na koniec usiadłem prosto i położyłem ręce na blacie.
Kiedy nasza ulubiona nauczycielka położyła wreszcie filiżankę z kawą na swoim brązowym - zgodnie z jej zaleceniami- wstaliśmy i nie zbyt entuzjastycznie powitaliśmy ją głośnym- ale ,, nie za głośnym"- ,, dzień dobry", na które jak to miała w zwyczaju- nie odpowiedziała. Wyciągnęła natomiast z szuflady swój czarny ,,kajet śmierci", a następnie napisała temat na kredowej tablicy wyglądającej na jedną z tych, które funkcjonowały jeszcze w okresie wojny.
W klasie panowała cisza spowita unoszącym się wszędzie przerażeniem.
Chwyciłem długopis, aby móc zapisać powstającą na tablicy notatkę i nie zwróciłem uwagi na smukłą postać po cichu wkradającą się do sali.
-Dzień dobry- powiedziała niemal szeptem szukając wolnego miejsca. Jak zwykle pusta była tylko jedna ławka- bezpośrednio granicząca z biurkiem nauczycielki.
Prawdopodobnie wszystkim przebywającym wówczas w klasie przez głowę przebiegła tylko jedna myśl ,, Już po niej".
Pani Bain nerwowo odwróciła się w stronę wchodzącej do klasy niewiasty. Nie szczególnie obchodziła mnie to z kim jeszcze uczęszczał będę na historię świata dlatego też nie podniosłem głowy z nas zeszytu w myślach usiłując przypomnieć sobie jakieś wiadomości z poprzedniego tematu na wypadek gdybym faktycznie został dzisiaj poproszony do odpowiedzi.
- A cóż ty tu robisz?- dobiegł do mojej oddalonej o setki miliardów kilometrów duszy słowa zdenerwowanej nauczycielki.
-Wydaje mi się , że przyszłam na lekcję, aczkolwiek równie dobrze mogę zjeść obiad. Jestem potwornie głodna.
Usłyszawszy ten delikatny, a jednocześnie zdecydowany głos momentalnie wróciłem do rzeczywistości. Z ostatniego rzędu dostrzegłem stojącą pod tablicą w długiej czarnej spódnicy i luźnej zielonej koszulce z niemal czarnymi włosami i wiankiem świeżych stokrotek na głowie dziewczynę, którą kilka minut temu po raz drugi potrąciłem.
-Jeżeli zamierzasz odzywać się do mnie takim tonem od razu możesz z tond wyjść.
-Zważywszy na panującą w klasie atmosferę propozycja wydaje się być kusząca jednakże nie zamierzam obniżać frekwencji na pańskich zajęciach.
Wszyscy w sali wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. Oto stała przed nami nieznana dziewczyna, której język był tak niewyparzony, że nawet pani Bain najgorsza z najgorszych weszła z nią w nieprzyjemną dyskusję.
nauczycielka opuściła ręce w geście dezaprobaty i wbrew swoim zasadą po prosiłą tylko o dane osobowe, których Lilianna - bo jak się okazało tak miała na imię nieznajoma- nie zamierzała podać.
Kiedy pani Bain, w skazała jej w końcu miejsce, które miała zająć minęła przynajmniej połowa lekcji. Zanurzyliśmy się wówczas w przekazywanym przez naszą historyczkę natłoku informacji dotyczących odkryć geograficznych.
- To dosyć niesprawiedliwe- powiedział Sakura nie podnosząc ręki do góry co wydawało się być czynem samobójczym. Na szczęście pani Bain nie okrzyczała jej pytając jedynie:
-Co takiego młoda damo?
Zapomniałem wspomnieć, że nasza ukochana nauczycielka nie należała do najmłodszych. Prawdopodobnie miała koło 60 wiosen. Jej włosy były krótkie i przefarbowane na jasny blond przez, który prześwitywała siwizna. Była bardzo ostra, a także niezwykle nie tolerancyjna dlatego fakt iż w ogóle zwróciła uwagę na skośno okom dziewczynę był dosyć niecodzienny.
-Krzysztof Kolumb odkrył nowy ląd. Popchnął na przód u wczesną cywilizację, a tym czasem jakiś inny mężczyzna dostąpił największego zaszczytu i zapisał się na kartach historii jako człowiek od którego nazwiska nosi nazwę jedne z kontynentów. Tymczasem sam Krzysztof dostaje jedynie skrawek ziemi nazwany na jego cześć Kolumbią.
-Jak widzisz droga Sakuro na naszym świecie nigdy nie było zbyt wiele sprawiedliwości. Na szczęście mimo wszystko nazwisko Krzysztofa Kolumba przetrwało i wciąż jest znane. Życzę wam- słysząc te słowa poczułem dreszcz na plecach- aby i was pamiętano za 500 kolejnych lat.
Usłyszałem jak czyjaś torba podnosi się z ziemi i ujrzałem wstającą Liliannę kierującą się w stronę drzwi.
-A ty do kąt się wybierasz moja droga? Obawiam się, że dzwonek jeszcze nie zadzwonił.
Lilianna odwróciła się w stronę nauczycielki mierząc wzrokiem jej niezgrabną, grubawą postać.
-Przepraszam, ale pańskie poglądy kompletnie odbiegają od mich dlatego też postanowiłam iż nie będę dłużej męczyć swoich uszu pańskim gadaniem- oznajmiła z pewnością siebie na jaką nikt nie był w stanie się zdobyć nawet w chwili kiedy po dawał pani Bain imię i nazwisko pierwszego prezydenta USA.
-W takim razie może podzielisz się z resztą klasy własnymi przemyśleniami na temat Krzysztofa Kolumba ?
Byłem zaskoczony. Nie kazał jej nawet wracać na miejsce. Nie kazał jej ,,przestać się wygłupiać". Nie wpisała jej jedynki z zachowania, a poprosiła aby wygłosiła SWOJE WŁASNE PRZEMYŚLENIA! To niesamowite. Wręcz nieprawdopodobne.
- Któregoś dnia nasze nazwiska i tak deszcz zetrze z grobów. Nie ważne kim będziemy, któregoś dnia spowijemy się gęstą mgłą niepamięci. Po co przeciągać tą chwilę w nieskończoność? Ona i tak nadejdzie.-oświadczyła i wyszła z klasy trzaskając drzwiami.
Wszyscy uczniowie spoglądali na siebie ze zdziwieniem, a pani Bain nie umiała oderwać spojrzenia od klamki. Wbiłem wzrok w opuszczone przez Liliannę miejsce, a w mojej głowie huczało jedno bardzo ważne dla mnie nazwisko. John Green.
Rebeca
LAB II
Dobra nie mam pojęcia dlaczego do cholery robię to po raz drugi, ale nominowała mnie moja koleżanka więc bądźcie wyrozumiali moi drodzy czytelnicy.
Pozwólcie, że nie będę po raz drugi pisać co to jest "LAB" ani robić innych takich pierdół zdaję się na waszą spostrzegawczość i elokwencję
.
Nominowała mnie:http://burn-harry-styles.blogspot.com/
Ja nominuję tylko jedna osobą i zapraszam was serdecznie na jej bloga zwłaszcza, że dziewczyna dopiero zaczyna:
http://sad-beautiful-tragic-story.blogspot.com/
PRZEPRASZAM ŻE PO RAZ KOLEJNY ZAŚMIECAM SWOJĄ STRONĘ MAM NADZIEJ, ŻE PO RAZ KOLEJNY MI TO WYBACZYCIE !!!
Pozwólcie, że nie będę po raz drugi pisać co to jest "LAB" ani robić innych takich pierdół zdaję się na waszą spostrzegawczość i elokwencję
.
Nominowała mnie:http://burn-harry-styles.blogspot.com/
1. Czym jest dla ciebie pisanie ?
Powiem szczerze nie mam bladego pojęcia. Zwyczajnie stanowi jakąś część mojego życia bez, której pewnie ni było by kompletne.
2. Czujesz się "popularna" przez komentarze pod twoim postem?
Zdecydowanie nie. Ogółem chciał bym, aby ludzie pisali pod moimi publikacjami co im w nich nie pasuje jakie błędy dostrzegli po przeczytaniu, ale tego nie robią więc są dla mnie po prostu motywacją. Dają mi pewność, że ktoś czyta moje wypociny
3.Twój wymarzony zawód?
Nie mam bladego pojęcia co mogło by nim być. Na pewno chciała bym robić coś związanego ze sztuką coś beztroskiego co nie będzie przysparzać mi zbyt dużo stresu jednak wiem, że raczej nie utrzymam się z podobnej pracy dlatego najprawdopodobniej skończę jako nauczycielka aczkolwiek chociaż niewielu ludzi o tym wie chciała bym też być wolontariuszem w hospicjum dziecięcym.
4.Jakiej słuchasz muzyki?
Wszystko zależy od nastroju. Ogólnie gustuję raczej w rocku punku metalu i bluesie jednakże mój ulubiony zespół jest grungowy ( mam ogromną nadziej, że napisałam to słowo poprawnie).
5. Kiedy chcesz zakończyć swoją przygodę z pisaniem?
Wydaje mi się, że dokąd starczy mi pomysłów dotąd będę próbować coś tworzyć może nie w sieci tylko w zeszycie jak to robiłam będąc jeszcze kilku letnim dzieciakiem ledwo stawiającym litery.
6. Jedno z twoich marzeń?
Nie będę zgrywać człowieka któremu wszystko obojętne i przyznam skoro już wszyscy tak cholernie chcecie, że chciała bym coś kiedyś wydać. Nie dla pieniędzy nie dla sławy, a dla czystej satysfakcji, żeby udowodnić tym wszystkim ludziom, że nadaję się do czegoś więcej niż tylko przewracania kartofli w warzywniaku czy mycia szkolnych klas popołudniami.
7. Gdzie chciała byś mieszkać?
Osobiście określam to mianem wieżowca w pobliżu pola znajdującego się w pobliżu centrum jakiegoś dobrze rozwiniętego miasta.
8.Twoja ulubiona piosenka?
Jest ich kilka, ale nie będę podawać ich tytułów dlatego, że pewnie niewielu z was będzie kojarzyć sam zespół a co dopiero jakieś jego kawałki. Poza tym kiedy człowiek cały czas poznaje jakieś nowe kapele to dosyć często zmieniają mu się utwory, których najbardziej lubi słuchać dlatego za parę dni albo tygodni informacje jakie bym tutaj podała pewnie okazały by się mało aktualne.
9.Dlaczego zaczęłaś pisać ?
A to akurat dosyć długa historia. Miałam może maksymalnie trzy lata i siedziałam z mamą na łóżku w piżamie. Powiedziałam jej że chcę napisać książkę ale nie umiem stawiać liter, a ona wzięła kartkę i pisała to co dyktuję. Wszystko stało się pod wpływem chwil. Nie było żadnego większego powodu. Od tego czasu ciągle coś pisałam. Pamiętam jak kiedyś przez cały dzień biegałam po domu i pytałam rodziców jak napisać poszczególne litery aż w końcu mieli mnie tak strasznie dosyć, że na imieninach dziadek został zmuszony do pełnienia roli mojego sekretarza i wypisywał za mnie ostatnie strony.
10. Jaki masz telefon?
Samsunga S3 mini
11. 16-latka z 30-latkiem- mają przyszłość co o tym sądzisz?
Uważam, że jeśli jakaś dziewczyna planuje owdowieć w młodym wieku to zwyczajnie nie można stawać jej na przeszkodzie. Jest mi na prawdę obojętne z kim sypiają moi sąsiedzi. Jeśli będą szczęśliwi dla mojej przyjemności mogą brać ślub nawet z misiem pluszowym.
Moja pytania
1. Dlaczego założyłaś bloga?
2. Co najbardziej lubisz roić?
3. jaki gatunek książkowy zamierzasz tworzyć?
4. Czym się pasjonujesz?
5. Co chciała byś robić gdy będziesz dorosła?
6. Jak wyobrażasz sobie idealną randkę?
7. Najdziwniejszy sen jaki ci się przyśnił
8. Co cię inspiruje?
9. Co myślisz o związkach ludzi tej samej płci?
10. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś?
11. Co pragniesz zrobić przed śmiercią ?
http://sad-beautiful-tragic-story.blogspot.com/
PRZEPRASZAM ŻE PO RAZ KOLEJNY ZAŚMIECAM SWOJĄ STRONĘ MAM NADZIEJ, ŻE PO RAZ KOLEJNY MI TO WYBACZYCIE !!!
Rebeca
sobota, 18 kwietnia 2015
Rozdział 2 ( część 2)
-Dziękujemy Ci Desmondzie. Bardzo ciekawa praca jednak mam do niej kilka uwag- powiedziała pani Anderson kiedy usiadłem w swojej ławce po przeczytaniu mojego opowiadania. Było kiepskie. Prawdopodobnie z tego powodu, że pisałem je dzisiejszego dnia po tym jak przed wyjściem do szkoły pies Amber zeżarł mi moją dopracowaną historię nad którą trudziłem się cały tydzień. Nie znosiłem tego potwora od kąt dwa dni temu ojciec przyniósł go mojej siostrze w kartonowym pudełku. Uznał, że to nagroda za to co przeszła i w sumie w dalszym ciągu przechodzi ze zmasakrowanym palcem. To idiotyczne. Gdybym ja za każdym razem kiedy uświniłem całą kuchnie i spowodowałem uszkodzenie jakiejś części mojego ciała dostawał psa prawdopodobnie mieli byśmy w domu już całą hodowlę.
-Proszę mówić. Z wielką przyjemnością ich wysłucham- odparłem zastanawiając się czy nie zabrzmiałem sarkastycznie. Naprawdę chciałem wiedzieć co robię nie tak.
-Piszesz w miarę poprawnie pod względem językowym jednak twoja opowieść była bardzo prosta. Zdecydowanie poskąpiłeś epitetów i odpuściłeś sobie wiele różnych opisów dzięki którym mógł byś zaprezentować wachlarz swoich umiejętności w całości a nie odsłaniać tylko jego część. Powiedz mi ile zajęło Ci napisanie tych kilku dziesięciu zdań?
- Wstyd mi to przyznać, ale dosyć nie wiele. Byłem zmuszony pracować nad tym w czasie lekcji. Moja poprzednia praca uległa niespodziewanej destrukcji. Los lubi sobie czasem ze mnie podrwić.
-Rozumie. W takim razie muszę Ci pogratulować jak na tak niewiele czasu zrobiłeś kawał naprawdę dobrej roboty.
-Dziękuję.
Byłem zadowolony chociaż świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, że to co przed chwilą usłyszałem wcale nie brzmiało by tak samo gdyby moja nowa mentorka usłyszała historię, którą przygotowałem wcześniej. Byłą o wiele dłuższa i na pewno zawierała sporo wpadek językowych, a także słów użytych w nie odpowiednim kontekście. Mimo wszystko cieszył mnie fakt, że prawdopodobnie w śród obecnych znajdowały się przynajmniej dwie osoby, których prace były zdecydowanie gorsze.
Jedną z nich była niska blondynka o kręconych włosach spiętych w kucyk. Miała jasną karnację i oczy pomalowane na niebieski kolor. Jej ubiór można było porównać do stroju jaki założyła by starsza sekretarka w podupadającej firmie budowlanej. Swoją drogą wydaje mi się, że jej dzieło spokojnie mogła by stworzyć osoba pracująca właśnie na takim stanowisku. Przedstawiła się jako Sebastiana -co niezmiernie mnie rozbawiło- i była ode mnie starsza.
Jako, że Seba była weteranką konkursów dla młodych pisarzy, a także autorką kilku własnych powieści, których niestety jakimś dziwnym trafem nikt, ale to nikt nie chce wydać poprzedziła odczytanie swojego opowiadania profesjonalną przedmową. Niestety obawiam się, że nie jestem w stanie przytoczyć jej dosłownie jednak główny sens jej wypowiedzi głęboko wrył mi się w pamięć.
O tuż historia, którą za moment mieliśmy usłyszeć pochodziła z jej najnowszej książki pod tytułem ,, Tylko jabłoń jest symbolem sprawiedliwości" co powinno wyraźnie zaalarmować panią Anderson i skłonić do wyproszenia uczestniczki z pomieszczenia i wykreślenia jej nazwiska z listy obecności. W sumie z wypowiedzianych przez moją nową koleżankę blisko 5 zdań tylko to udało mi się zapamiętać.
Monolog głównej bohaterki, którym się z nami podzieliła doprowadził do wytrzeszczu oczu prowadzącą warsztaty polonistkę. Młoda dziewoja rozwodziła się nad sensem istnienia kalorycznych potraw używając głównie słów ,, są" ,, niezdrowe" ,, grubi" ,,były" ,,było" ,, jedzenie". W połowie jej pracy zapragnąłem wyjść tak bardzo jak jeszcze nigdy podczas odczytywania poprzednich dzieł, a warto podkreślić, że nasze spotkanie rozpoczął nadzwyczaj utalentowany poeta.
Był drugą osobą, która prawdopodobnie poradziła sobie gorzej niż ja. Młodszy ode mnie Harold przygotował na dzisiejsze spotkanie wiersz o tematyce miłosnej z powodu zawodu jaki spotkał go kilka dni temu. Początek jego poematu brzmiał mniej więcej tak:
Niestety tak się niefortunnie złożyło, że następnych trzech zwrotek tego wspaniałego wiersza nie udało mi się zapamiętać jednak po tym jak na początku czwartego wersu pojawiło się określenie ,,wielorybi smutek"mój umysł zajęty był powstrzymywaniem wybuchu śmiechu. Po za tym było mi trochę szkoda tego chłopaka. Wyglądał na bardzo sympatycznego i nie chciałem żeby było mu przykro dlatego, że jakiś wcale nie znający się lepiej od niego na liryce osobnik nagle rykną śmiechem słuchając jego wypocin.
Po za mną i tą dwójką nie koniecznie uzdolnionych dzieciaków swoje prace czytała jeszcze piątka innych uczniów. Wydaje mi się, że to co przynieśli było na dosyć wysokim poziomie.
Jedna dziewczyna przygotowała opowiadanie fantasy o wróżkach ciemności pisane w trzeciej osobie i chyba była to najlepsza z pośród wszystkich prac. Pomimo faktu, że narratorem nie był żaden z uczestników świetnie oddała emocje bohaterki rozrywanej na końcu za pomocą narzędzia tortur.
- Dziękuję wam bardzo za zaangażowanie. Jako, że nie zostało nam zbyt wiele czasu poproszę tylko aby każdy z was wylosował z pośród tej sterty kartek jedną postać i spróbował jakoś ciekawie ją opisać po mimo faktu, że raczej nie są to rysunki osób szczególnie wyróżniających się z tłumu. Liczę na to, że przyniesiecie mi na za tydzień gotowe charakterystyki.
Podszedłem do kupki kartek i wyciągnąłem z niej jedną po bazgraną kserówkę. Nie maiłem czasu teraz na nią spojrzeć bo za chwile miał mi się zacząć historia, a warto powiedzieć, że na lekcję do tego nauczyciela spóźniali się tylko samobójcy.
Usłyszawszy dzwonek podniosłem z ziemi torbę i z rozpędem rzuciłem się w stronę otwartych drzwi uderzając ramieniem wchodzącą do klasy dziewczynę, którą jakiś czas temu przypadkowo potrąciłem na korytarzu. Tym razem to ja wylądowałem na podłodze przygnieciony jej ciałem, a ona wyraźnie zdenerwowana nie pomogła mi wstać. Poderwała się z ziemi i podniosła leżącą obok mojej ręki czarną torbę spoglądając na mnie z nienawiścią, a następnie pewnym krokiem podeszła do biurka pani Anderson.
-Proszę mówić. Z wielką przyjemnością ich wysłucham- odparłem zastanawiając się czy nie zabrzmiałem sarkastycznie. Naprawdę chciałem wiedzieć co robię nie tak.
-Piszesz w miarę poprawnie pod względem językowym jednak twoja opowieść była bardzo prosta. Zdecydowanie poskąpiłeś epitetów i odpuściłeś sobie wiele różnych opisów dzięki którym mógł byś zaprezentować wachlarz swoich umiejętności w całości a nie odsłaniać tylko jego część. Powiedz mi ile zajęło Ci napisanie tych kilku dziesięciu zdań?
- Wstyd mi to przyznać, ale dosyć nie wiele. Byłem zmuszony pracować nad tym w czasie lekcji. Moja poprzednia praca uległa niespodziewanej destrukcji. Los lubi sobie czasem ze mnie podrwić.
-Rozumie. W takim razie muszę Ci pogratulować jak na tak niewiele czasu zrobiłeś kawał naprawdę dobrej roboty.
-Dziękuję.
Byłem zadowolony chociaż świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, że to co przed chwilą usłyszałem wcale nie brzmiało by tak samo gdyby moja nowa mentorka usłyszała historię, którą przygotowałem wcześniej. Byłą o wiele dłuższa i na pewno zawierała sporo wpadek językowych, a także słów użytych w nie odpowiednim kontekście. Mimo wszystko cieszył mnie fakt, że prawdopodobnie w śród obecnych znajdowały się przynajmniej dwie osoby, których prace były zdecydowanie gorsze.
Jedną z nich była niska blondynka o kręconych włosach spiętych w kucyk. Miała jasną karnację i oczy pomalowane na niebieski kolor. Jej ubiór można było porównać do stroju jaki założyła by starsza sekretarka w podupadającej firmie budowlanej. Swoją drogą wydaje mi się, że jej dzieło spokojnie mogła by stworzyć osoba pracująca właśnie na takim stanowisku. Przedstawiła się jako Sebastiana -co niezmiernie mnie rozbawiło- i była ode mnie starsza.
Jako, że Seba była weteranką konkursów dla młodych pisarzy, a także autorką kilku własnych powieści, których niestety jakimś dziwnym trafem nikt, ale to nikt nie chce wydać poprzedziła odczytanie swojego opowiadania profesjonalną przedmową. Niestety obawiam się, że nie jestem w stanie przytoczyć jej dosłownie jednak główny sens jej wypowiedzi głęboko wrył mi się w pamięć.
O tuż historia, którą za moment mieliśmy usłyszeć pochodziła z jej najnowszej książki pod tytułem ,, Tylko jabłoń jest symbolem sprawiedliwości" co powinno wyraźnie zaalarmować panią Anderson i skłonić do wyproszenia uczestniczki z pomieszczenia i wykreślenia jej nazwiska z listy obecności. W sumie z wypowiedzianych przez moją nową koleżankę blisko 5 zdań tylko to udało mi się zapamiętać.
Monolog głównej bohaterki, którym się z nami podzieliła doprowadził do wytrzeszczu oczu prowadzącą warsztaty polonistkę. Młoda dziewoja rozwodziła się nad sensem istnienia kalorycznych potraw używając głównie słów ,, są" ,, niezdrowe" ,, grubi" ,,były" ,,było" ,, jedzenie". W połowie jej pracy zapragnąłem wyjść tak bardzo jak jeszcze nigdy podczas odczytywania poprzednich dzieł, a warto podkreślić, że nasze spotkanie rozpoczął nadzwyczaj utalentowany poeta.
Był drugą osobą, która prawdopodobnie poradziła sobie gorzej niż ja. Młodszy ode mnie Harold przygotował na dzisiejsze spotkanie wiersz o tematyce miłosnej z powodu zawodu jaki spotkał go kilka dni temu. Początek jego poematu brzmiał mniej więcej tak:
Kwiaty rosną na zielonych łąkach,
Serca więdną w ludzkich ciałach.
Niebo rozświetlają tysiące gwiazd,
Podczas gdy z moich oczu leją się setki tysięcy łez.
Zostawiłaś mnie samego
w próżni
w wielkiej jaskini uczuć
rozjechanego walcem niczym zdechła wiewiórka
przygnieciona do podłoża kawałkiem drewna.
Opuściłaś mnie mimo, że ja zawsze podawałem ci dłoń.
Opuściłaś mnie mimo, że ja zawsze byłem przy tobie.
Opuściłaś mnie mimo, że ja potrzebowałem twego wsparcia.
Opuściłaś mnie pozostawiając w ustach pustkę i pragnienie ciepłego języka.
wielorybi smutek
zawładną mym ciałem
Niestety tak się niefortunnie złożyło, że następnych trzech zwrotek tego wspaniałego wiersza nie udało mi się zapamiętać jednak po tym jak na początku czwartego wersu pojawiło się określenie ,,wielorybi smutek"mój umysł zajęty był powstrzymywaniem wybuchu śmiechu. Po za tym było mi trochę szkoda tego chłopaka. Wyglądał na bardzo sympatycznego i nie chciałem żeby było mu przykro dlatego, że jakiś wcale nie znający się lepiej od niego na liryce osobnik nagle rykną śmiechem słuchając jego wypocin.
Po za mną i tą dwójką nie koniecznie uzdolnionych dzieciaków swoje prace czytała jeszcze piątka innych uczniów. Wydaje mi się, że to co przynieśli było na dosyć wysokim poziomie.
Jedna dziewczyna przygotowała opowiadanie fantasy o wróżkach ciemności pisane w trzeciej osobie i chyba była to najlepsza z pośród wszystkich prac. Pomimo faktu, że narratorem nie był żaden z uczestników świetnie oddała emocje bohaterki rozrywanej na końcu za pomocą narzędzia tortur.
- Dziękuję wam bardzo za zaangażowanie. Jako, że nie zostało nam zbyt wiele czasu poproszę tylko aby każdy z was wylosował z pośród tej sterty kartek jedną postać i spróbował jakoś ciekawie ją opisać po mimo faktu, że raczej nie są to rysunki osób szczególnie wyróżniających się z tłumu. Liczę na to, że przyniesiecie mi na za tydzień gotowe charakterystyki.
Podszedłem do kupki kartek i wyciągnąłem z niej jedną po bazgraną kserówkę. Nie maiłem czasu teraz na nią spojrzeć bo za chwile miał mi się zacząć historia, a warto powiedzieć, że na lekcję do tego nauczyciela spóźniali się tylko samobójcy.
Usłyszawszy dzwonek podniosłem z ziemi torbę i z rozpędem rzuciłem się w stronę otwartych drzwi uderzając ramieniem wchodzącą do klasy dziewczynę, którą jakiś czas temu przypadkowo potrąciłem na korytarzu. Tym razem to ja wylądowałem na podłodze przygnieciony jej ciałem, a ona wyraźnie zdenerwowana nie pomogła mi wstać. Poderwała się z ziemi i podniosła leżącą obok mojej ręki czarną torbę spoglądając na mnie z nienawiścią, a następnie pewnym krokiem podeszła do biurka pani Anderson.
Rebeca
czwartek, 16 kwietnia 2015
Rozdział 2 (Opowiadanie Desmonda)
Jeśli ktoś z was był kiedyś na kiepskim koncercie zespołu, którego nawet nie lubi świetnie wie co teraz czuję. Stoję pośród tłumu ludzi wiwatujących na cześć schodzącej ze sceny kapeli i zastanawiam się czy jeśli nie uda mi się ukryć grymasu, który wkradł się na moją twarz jakaś psycho fanka przypadkiem nie postanowi siłą uświadomić mi jak niesamowite przeżycia mam za sobą. Powiem szczerze tak ogłupiającej muzyki nigdy w życiu nie słyszałem w tak nie przyzwoitej ilości. Przez chwile nie mogłem nawet przypomnieć sobie dlaczego w ogóle tu przyszedłem, ale potem spojrzałem na stojąca przede mną Sarę i wszystko nagle mi się przypomniało.
Sara to dziewczyna chodząca do równoległej klasy, która jakiś miesiąc temu zapytała mnie, która godzina- nawiasem mówiąc zegar bił wówczas 11.37. Wcześniej nigdy nie zwróciłem na nią uwagi, ale po tym jak po raz pierwszy usłyszałem jej delikatny głos nie mogłem oderwać od niej wzroku. Codziennie wstawałem rano widząc przed oczami jej oblicze. Myślę, że może i ona miewała podobne halucynacje bo czasami podczas lunchu widziałem jak spogląda w stronę naszego stolika -być może dlatego, że ja godzinami wpatrywałem się w miejsce, w którym siedziała. W gruncie rzeczy po tym małym incydencie z zegarkiem nie rozmawialiśmy ze sobą i pewnie tak by już zostało gdyby nie fakt, że mój dobry kumple Shon ma mówiąc kolokwialnie nadzianych starych i pewnego dnia przyszedł do szkoły trzymając w ręku dwa bilet na występ jej ulubionej kapeli, która w weekend miała wystąpić w naszym mieście. W tedy jeszcze nie wiedziałem co gra ten zespół, ale zdziwienie Sary kiedy podszedłem do niej by zaprosić ją na nadchodzący imprezę powinno dać mi do myślenia zwłaszcza, że wyraźnie nie była zaszokowana faktem, że to ja ją zapraszam, a tym gdzie chcę ją zabrać. Oczywiście kiedy powiedziałem, że jestem w pełni świadom tego do kąt chciał bym udać się w jej towarzystwie zgodziła się od razu, przytuliła mnie, pocałowała w policzek i z krzykiem ucieka do swoich koleżanek.
Bylem nią zauroczony i wydawało mi się, że wszystko co jej dotyczy jest tak idealne, że pewnie kapela, na której koncert się wybieramy i mnie przypadnie do gustu. Nawet nie wpadło mi do głowy, żeby wygooglować sobie w internecie jakiś znany kawałek i przesłuchać go przed wyjściem. Powiem w prost TO BYŁ NAJWIĘKSZY BŁĄD MOJEGO ŻYCIA. Prawdopodobnie gdybym to zrobił od razu odwołał bym randkę, zmienił nazwisko, załatwił sobie lewe papiery i wyemigrował do Singapuru.
W dzień naszego spotkania przyszedłem po nią nieco wcześniej i razem udaliśmy się na krótki spacer i lody. Nie zaprzeczę wyglądała nieziemsko, ale nic po za tym, prawdopodobnie kilo tapety, którego normalnie na sobie nie nosiło spowodowało zbyt duże obciążenie i jakieś 99% mózgu wypłynęło jej uszami.
Okazało się, że moja wybranka jest w stanie rozmawiać a) o ubraniach b) o gwiazdach, o których ja nigdy wcześniej nie słyszałem i c) o innych ludziach, których ja nigdy nie miałem okazji spotkać. Już w tedy wiedziałem, że jest źle, ale nie przeczuwałem, że może być jeszcze gorzej jednak kiedy na koncertowej scenie w towarzystwie 102834873425428949728352857198124612467267324 reflektorów pojawiła się wokalistka o skrzekliwym głosie wraz z ubranymi w cekinowe stroje gitarzystami miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Występ trwał ponad dwie godziny i jak mniemam w całości leciał z play backu. Nie znam się specjalnie na ludzkim organizmie, ale odnoszę nie jasne wrażenie, że są rzeczy, których nie da się robić grając na gitarze równocześnie będąc małą kiepską gwiazdką pop. Jak by tego było mało w połowie koncertu Sara powiedziała mi coś o czym sam prawdopodobnie nawet bym nie pomyślał. Ta skrzekliwa wokalistka w rzeczywistości była nikim innym jak wokalistą przed mutacją. Ta informacja załamała mnie w takim stopniu, że przestałem już nawet udawać, że dobrze się bawię. Stałem w glanach pośród ubranych na różowo nastolatek i tak nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzył by w to, że dobiegające do moich uszu dźwięki mogą mi się podobać.
Do tego wszystkiego pod koniec koncertu doszedłem do bardzo ciekawego wniosków mianowicie wiszę teraz Shonowi nie małą sumkę pieniędzy. Genialnie za jednym razem straciłem nie tylko honor i nadzieję pokładaną w moje rówieśniczki, ale i najbliższą wypłatę z baru kanapkowego
Rebeca
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Rozdział 1 (część 6)
Powiedzieć, że mama była przerażona to tak jak by uznać przeszczep serca za nieco trudniejszą operacje. Strach opętał każdy milimetr jej ciała. Widać było, że z trudem walczy aby nie udało mu się sparaliżować także umysłu.
Amber płakała a jej ręka skąpana była we krwi. Palec miała zmasakrowany, a jej krzyk słyszalny był
zapewne na drugim końcu naszej dzielnicy.
-Umiesz to opatrzyć?-zapytała kiedy wkroczyłem do pieczary zamieszkanej przez lęk i niepokój.
Pokiwałem głową i usiadłem na krześle, a mama posadziła mi na kolanach moją co prawda dużą ale kompletnie nie samodzielną młodszą siostrę. Rozdygotana poleciała ubrać coś na pidżamę.
Starałem się postępować zgodnie z instrukcją jakiej udzielali mi latem podczas kursu ratowniczego, ale okazało się, że zastosowanie wiedzy w praktyce jest trudniejsze niż mogło by się wydawać.
-Ała! Des to boli!- krzyczała Amber w niebo głosy, a ja nie wiedziałem co mogę zrobić żeby to zmienić dlatego nic nie odpowiadałem.
Kiedy skończyłem usłyszałem trąbienie taty. Mama wbiegła do pomieszczenia i chwyciła Młodą za zdrową dłoń krzycząc na pożegnanie żebym zamknął drzwi i nikomu nie otwierał. Udałem się więc do przedpokoju i przekręciłem srebrny zamek. Nie macie pojęcia jak bardzo cieszyłem się, że nie musiałem uczestniczyć w dalszych wydarzeniach.
Postanowiłem, że jako dobry starszy syn posprzątam kuchnię z bałaganu, który powstał w między czasie. Na szczęście nie było aż tak źle jak myślałem. Po pierwsze wszędzie pełno było krwi. To absurdalne, ale wkradła się nawet do stojącej na stole cukiernicy. W czerwonej cieczy pływała także przygotowywana masa do ciasta. Umazane było również ostrze nieszczęsnego miksera i większa część podłogi. Poza tym wszędzie walała się mąka. Gdzieś leżały skorupki jajek, gdzieś znowu rozlało się mlek. Wysprzątanie całego pomieszczenia zajęło mi -razem ze zmywaniem- jakieś 45 minut. Wyrobiłem się za nim reszta rodziny wróciła ze szpitala. Cieszyło mnie to. Rzadko trafiały się okazje na spędzenie w domu trochę czasu całkiem samemu. Normalnie zawsze ktoś siedział w salonie. Nie ważne czy była to mama tata czy babcia. Po prostu z zasady nie zostawiano mi Amber samej. Od wieków nie umiałem pojąć dlaczego mi nie ufają, ale po dzisiejszej akcji chyba rozumiem ich nadopiekuńczość. Gdyby podczas mojej opieki siostra wywinęła taki numer pewnie nawet nie poszedł bym sprawdzić do kuchni co się stało po mimo dobiegających z niej tabunu wrzasków.
Nie przyzwyczajony do luksusu jakim jest siedzenie w domu pełnego samotności nie za bardzo wiedziałem jak mam z niego korzystać. Poszedłem więc na górę do swojego pokoju i włączyłem komputer planując odrobić lekcje i zdobyć notatki z zajęć, które dzisiaj opuściłem.
,,To żałosne " pomyślałem, ale czy moje życie takie właśnie nie było ? Sam fakt, że zerwałem się dziś ze szkoły tylko po to żeby wybrać się ze znajomymi do wesołego miasteczka, w którym zamiast korzystać z atrakcji ostatecznie pracowałem nad opowiadaniem jest tego najlepszym dowodem.
Chciałem włączyć sobie muzykę w ramach osłodzenia rozwiązywania równań matematycznych z nieskończenie wielką liczbą niewiadomych dlatego wpisałem nazwę swojego ulubionego zespołu w okno wyszukiwarki, ale nie, nie wyskoczyły mi linki dotyczące szukanych przez mnie utworów. Nie skąd ten pomysł! Cały ekran zajmowała natomiast reklam maści na grzybice paznokci, której w żaden sposób nie dało się zlikwidować. ,, Jeśli twoje paznokcie straciły kolor i kształt mamy dla ciebie rozwiązanie!" Głosił ogromny napis.
,,To żałosne " pomyślałem, ale czy moje życie takie właśnie nie było ? Sam fakt, że zerwałem się dziś ze szkoły tylko po to żeby wybrać się ze znajomymi do wesołego miasteczka, w którym zamiast korzystać z atrakcji ostatecznie pracowałem nad opowiadaniem jest tego najlepszym dowodem.
Chciałem włączyć sobie muzykę w ramach osłodzenia rozwiązywania równań matematycznych z nieskończenie wielką liczbą niewiadomych dlatego wpisałem nazwę swojego ulubionego zespołu w okno wyszukiwarki, ale nie, nie wyskoczyły mi linki dotyczące szukanych przez mnie utworów. Nie skąd ten pomysł! Cały ekran zajmowała natomiast reklam maści na grzybice paznokci, której w żaden sposób nie dało się zlikwidować. ,, Jeśli twoje paznokcie straciły kolor i kształt mamy dla ciebie rozwiązanie!" Głosił ogromny napis.
-Nie moje paznokcie nie straciły koloru i kształtu, ale moje nerwy zaraz stracą łańcuch, który trzyma je na wodzy.- powiedziałem sam do siebie energicznie klikając w miniaturowy czerwony "x". Reklama nie chciał zniknąć.
-No ja ciesz pierdziele! Nie mam grzybicy paznokci i nie potrzebuje maści na grzybice paznokci, a gdybym potrzebował maści na grzybice paznokci to poszedł bym do apteki i sobie ją kupił, a nie szukał w internecie więc do jasnej cholery czy możesz w końcu zniknąć durna reklamo?!- wrzeszczałem do monitora jeszcze energiczniej naciskając myszkę. Mam dosyć. Cały internet zawalony jest jakimiś bezsensownymi reklamami produktów, których tak czy tak nikt nie kupi, a na których ich autorzy i właściciele stron, zbijają fortunę. Na tej okropnej planecie wszystko kreci się w około pieniędzy. Nikt nie robi niczego po to żeby komuś innemu było lepiej jeśli on sam nie będzie miał z tego żadnego zysku. No bo spójrzmy na tę głupią MAŚĆ DO PAZNOKCI. Ona w pierwszej kolejności powstała po to żeby jej wynalazca mógł ją sprzedać bogacąc się w konsekwencji. Nie po to żeby komuś pomóc tylko po to żeby zdobyć pieniądze. Ona faktycznie może powodować że dane schorzenie ustępuje, ale to już tego człowieka nie interesuje. Do puki się sprzedaje może nawet powodować raka jelita cienkiego.
Ludzi nie interesuje los innych. Ciekawią ich tylko własne sprawy. Koniec ich własnych nosów. Jestem pewien, że gdyby producent chociaż by tej przykładowej MAŚCI DO PAZNOKCI został pozwany do sądu pod zarzutem występowania powikłań u większej ilości osób w wyniku stosowania jego preparatu był by w stanie zrzucić winę na hodowane przez jego przyjaciela króliki, które ze sprawą nie miały nigdy nic wspólnego tylko po to żeby ratować własną skórę, a co za tym idzie konto bankowe. Nie brał by pod uwagę tego, że nie winny człowiek będzie miał prze niego kłopoty. Wszyscy jesteśmy pieprzonymi egoistami. Każdy z nas. Ta cecha tkwi we wszystkich nie ważne czy w większym stopniu czy w mniejszy i czy jest bardziej ukryta czy wręcz przeciwnie. Zawsze mimo wszystko gdzieś tam jest.
Zdenerwowany wyłączyłem komputer i odszedłem od biurka.
,, Nie robię dzisiaj lekcji. Trudno." pomyślałem i wziąłem z pod łóżka puszkę piwa na czarną godzinę i czarno biały koc w kratkę. Otworzyłem okno i wyszedłem na dach układając materiał w jego zwyczajnym miejscu.
Ze wszystkich chwil w moim życiu najbardziej lubiłem te spędzane pośród gwiazd. Otworzyłem piwo i zapaliłem papierosa wpatrując się w nocne niebo skąpane w drobnych świecących punkcikach. Wiedziałem, że ludzie przechodzący ulicą nie opodal mojego domu pewnie uważają mnie za gówniarza bawiącego się w dorosłego, ale nie zwracałem sobie tym głowy. Nie można patrzeć na to co inni mówią jeśli to na temat czego się wypowiadają dotyczy rzeczy sprawiających nam przyjemność.
Ja teraz też zachowywałem się jak bym był na tym świecie sam. Mogłem równie dobrze pościelić łóżko mojej młodszej siostrze, albo zrobić rodzicom kolacje, a tym czasem siedziałem jak kołek na kocu ułożonym na starej brązowej dachówce. Tak, z całą pewnością bylem egoistą.
Rebeca
Rozdział 1 (część 5)
Kiedy wróciłem do domu dochodziła 20.00. Jako, że zapomniałem zadzwonić do moich rodziców i uprzedzić ich o późniejszym powrocie cała rodzina zachodziła w głowę gdzie jestem, a przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedy moja matka ujrzała mnie w progu salonu nie wiedziałem czy ma ochotę mnie przytulic czy może wolała by jednak zakopać żywcem. Ogólnie rzecz biorąc sytuacja, którą zastałem po otworzeniu drzwi była dosyć absurdalna mówiąc delikatnie. Moja matka siedziała przy stole i krzyczała, że na pewno coś mi się stało. Ojciec natomiast spoczywał na kanapie i usiłował uspokoić ją słowami... których raczej nie należy mówić kobiecie gotowej w obawie o własne dziecko dzwonić na policje. Swoją drogą prawdopodobnie gdyby nie mój nagły powrót właśnie tam by za telefonowała. Moja młodsza siostra korzystając z nieuwagi rodziców próbowała swoich sił w kuchni usiłując upiec ciasto. Kilka dni temu trzynastoletnia Amber wkroczyła do mojego pokoju i oświadczyła iż razem ze swoją przyjaciółką zakłada restauracje gdy tylko zakończy edukację, po czym poprosiła mnie żebym pomógł jej znaleźć jakąś starą książkę kucharską babci. Młoda doszła bowiem do wniosku iż żeby być szefem kuchni we własnej knajpie przydało by się nauczyć gotować. Nie wiem co spowodowało, że spłodzony przez moich nad wyraz przeciętnych rodziców potomek płci pięknej był tak niesamowicie spostrzegawczy. Muszę przyznać, że jeszcze przed rozmową z Amber wydawało mi się, że to umiejętność prowadzenia promu kosmicznego jest niezbędna do zostania kucharzem. Kiedy teraz się nad tym zastanawiam wydaje mi się, że faktycznie zdolności kulinarne mogą mieć w tej branży jakieś znaczenie.
-Desmond!- wrzasnęła moja mama przytulając mnie do swojej piersi- Chyba nie muszę mówić jak wielki masz szlaban.
Pokiwałem smutno głową marząc by wszystko to co jeszcze się nie wydarzyło było już dawno za mną. Prawdopodobnie szykował się kolejny miesiąc bez kieszonkowego. Za pewne mogłem się też pożegnać ze zbliżającą się imprezą u Liny.
-Usiądź synu.-powiedział ojciec wskazując sofę na której spoczywały jego pośladki.
Normalnie nie zwrócił bym uwagi na takie polecenie, ale jako że atmosfera w domu wydał się nie co bardziej napięta niż zwykle przycupnąłem zgodnie z zaleceniami na beżowej kanapie. Ostrożnie wybrałem jej przeciwległy kąt.
-Widzisz Des. - głośne westchnienie- Ja naprawdę jestem świadom tego, że dorastanie to trudny okres-zaczął mówić, ale najwyraźniej nie było to nic ciekawego dlatego, że moje myśli od razu ulokowały się w moim pokoju i zajmowały się pisaniem dalszej część mojej pracy. Utknąłem w można by powiedzieć kulminacyjnym momencie dlatego jak najszybciej chciałem skończyć pogadankę.
-Desmondzie czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zapytał ojciec.
Potrząsnąłem głową budząc się z zamyślenia i usiłując odnaleźć w sytuacji.
-Tak jasne.-powiedziałem z przekonaniem tak aby ojciec nie zapytał przypadkiem jak brzmiały jego ostatnie słowa. W stanie, w którym się znajdowałem mogłem mies problem z powtórzeniem kilku pierwszych, które generalnie rzecz biorąc dotarły do mnie w największym stopniu.
-Mam taką nadzieję aczkolwiek odnoszę złudne wrażenie, że całkowicie mnie zignorowałeś.
-Ależ tato. Naprawdę nie śmiał bym.-zaprotestowałem próbując nie być ironicznym.
-Zresztą nie ważne i tak nie chce mi się powtarzać od początku tej całej litanii. Powiedz mi w takim razie jeszcze tylko gdzież to tak długo siedziałeś.
Nie mogłem tak porostu przyznać się przed swoim prawnym opiekunem, że zamiast iść do szkoły postanowiłem pojechać wraz ze swoimi nie do końca zrównoważonymi znajomymi do wesołego miasteczka. Musiałem coś wymyślić.
-Byłem u Siekiery robiliśmy razem referat na angielski.
Ojciec tylko spojrzał na mnie z nie dowierzaniem, ale ja starałem się zrobić taką minę żeby wyglądało, że to co mówię jest szczerą prawdą.
-Od wiózł mnie potem do domu. tak jak zwykle. Nie potrzebnie się martwiliście.
-Dobrze przynajmniej, że robiłeś coś pożytecznego, a nie włóczyłeś się po jakiś melinach.-według mojego starszego ja i moja paczka byliśmy bandą narkomanów, którzy za każdym razem kiedy się spotyka udaje się w jakieś obskurne ustronne miejsce walić w żyłę.- O szlabanie porozmawiamy jak tylko mama wyjdzie z łazienki.
Moja mama najwyraźniej uznała, że przeprowadzenie czegoś na wzór "męskiej rozmowy" najlepiej wpłynie na moją psychikę dlatego gdy tylko ojciec poprosił żebym usiadł czmychnęła wziąść prysznic.
Mój tato nie dodał już nic więcej, a między nami zapanowała niezręczna cisza przerywana tylko dźwiękami miksera dobiegającymi z naszej kuchni. Wbrew pozorom nie mieliśmy ze sobą złych relacji. Staraliśmy się koegzystować tak aby nie wyrządzać krzywdy ani sobie ani nikomu innemu dlatego najłatwiej było ograniczać się do rozmów koniecznych zwłaszcza, że na większość tematów mieliśmy różne zdanie.
Po upływie kilku nie przyjemnych minut podczas, których obydwoje wpatrywaliśmy się w białe ściany zapytałem czy mogę włączyć telewizor. Tak się akurat złożyło, że na jednym z kanałów sportowych odbywała się akurat transmisja meczu siatkówki, która interesowała nas obydwu.
Mama wyłoniła się z łazienki po 10 minutach w piżamie i z turbanem na głowie. Usiadła po między nami, a ja wyłączyłem odbiornik. Zaczynała się najgorsza część dzisiejszego wieczoru.
-Chciała bym żebyś wiedział synku, że my...-zaczęła ale po chwili przerwało jej wycie mojej młodszej siostry. -Co się tam stało do cholery ?! Amber?! Nic ci nie jest?!- krzyknęła wstając i ruszając w kierunku kuchni.
Tata spojrzał na mnie pytająco.
-Znając Młodą pewnie upiekła zakalca i zdała sobie sprawę, że nie wyrośnie na dobrą kucharkę.
-Myślę, że do podobnych wniosków powinna dochodzić za każdym razem kiedy tylko bież do ust jedno z przygotowanych przez matkę dań.
-No cóż masz rację talentu kulinarnego to ona nie miała po kim odziedziczyć.
Roześmialiśmy się chociaż ta krótka wymiana zdań nie była śmieszna nawet w małym stopniu.
-Cholera jasna! Stephan chodź tu natychmiast!-dobiegł nas wrzask matki ledwo słyszalny przez nieustający krzyk mojej siostry. Tata wzruszył ramionami i powoli podniósł się z kanapy.
Uznałem, że skoro nie zostałem poproszony o przybycie na ratunek -pewnie dlatego, że wyrządził bym tylko więcej szkód- mogę zostać w salonie. Po chwili jednak zostałem przyzwany przez w biegu łapiącego kurtkę ojca.
-Desmond nie siedź tak tylko weź z szafki bandaż i zanieś go matce. Jedziemy do szpitala. Amber włożyła palec do miksera.
-Desmond!- wrzasnęła moja mama przytulając mnie do swojej piersi- Chyba nie muszę mówić jak wielki masz szlaban.
Pokiwałem smutno głową marząc by wszystko to co jeszcze się nie wydarzyło było już dawno za mną. Prawdopodobnie szykował się kolejny miesiąc bez kieszonkowego. Za pewne mogłem się też pożegnać ze zbliżającą się imprezą u Liny.
-Usiądź synu.-powiedział ojciec wskazując sofę na której spoczywały jego pośladki.
Normalnie nie zwrócił bym uwagi na takie polecenie, ale jako że atmosfera w domu wydał się nie co bardziej napięta niż zwykle przycupnąłem zgodnie z zaleceniami na beżowej kanapie. Ostrożnie wybrałem jej przeciwległy kąt.
-Widzisz Des. - głośne westchnienie- Ja naprawdę jestem świadom tego, że dorastanie to trudny okres-zaczął mówić, ale najwyraźniej nie było to nic ciekawego dlatego, że moje myśli od razu ulokowały się w moim pokoju i zajmowały się pisaniem dalszej część mojej pracy. Utknąłem w można by powiedzieć kulminacyjnym momencie dlatego jak najszybciej chciałem skończyć pogadankę.
-Desmondzie czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zapytał ojciec.
Potrząsnąłem głową budząc się z zamyślenia i usiłując odnaleźć w sytuacji.
-Tak jasne.-powiedziałem z przekonaniem tak aby ojciec nie zapytał przypadkiem jak brzmiały jego ostatnie słowa. W stanie, w którym się znajdowałem mogłem mies problem z powtórzeniem kilku pierwszych, które generalnie rzecz biorąc dotarły do mnie w największym stopniu.
-Mam taką nadzieję aczkolwiek odnoszę złudne wrażenie, że całkowicie mnie zignorowałeś.
-Ależ tato. Naprawdę nie śmiał bym.-zaprotestowałem próbując nie być ironicznym.
-Zresztą nie ważne i tak nie chce mi się powtarzać od początku tej całej litanii. Powiedz mi w takim razie jeszcze tylko gdzież to tak długo siedziałeś.
Nie mogłem tak porostu przyznać się przed swoim prawnym opiekunem, że zamiast iść do szkoły postanowiłem pojechać wraz ze swoimi nie do końca zrównoważonymi znajomymi do wesołego miasteczka. Musiałem coś wymyślić.
-Byłem u Siekiery robiliśmy razem referat na angielski.
Ojciec tylko spojrzał na mnie z nie dowierzaniem, ale ja starałem się zrobić taką minę żeby wyglądało, że to co mówię jest szczerą prawdą.
-Od wiózł mnie potem do domu. tak jak zwykle. Nie potrzebnie się martwiliście.
-Dobrze przynajmniej, że robiłeś coś pożytecznego, a nie włóczyłeś się po jakiś melinach.-według mojego starszego ja i moja paczka byliśmy bandą narkomanów, którzy za każdym razem kiedy się spotyka udaje się w jakieś obskurne ustronne miejsce walić w żyłę.- O szlabanie porozmawiamy jak tylko mama wyjdzie z łazienki.
Moja mama najwyraźniej uznała, że przeprowadzenie czegoś na wzór "męskiej rozmowy" najlepiej wpłynie na moją psychikę dlatego gdy tylko ojciec poprosił żebym usiadł czmychnęła wziąść prysznic.
Mój tato nie dodał już nic więcej, a między nami zapanowała niezręczna cisza przerywana tylko dźwiękami miksera dobiegającymi z naszej kuchni. Wbrew pozorom nie mieliśmy ze sobą złych relacji. Staraliśmy się koegzystować tak aby nie wyrządzać krzywdy ani sobie ani nikomu innemu dlatego najłatwiej było ograniczać się do rozmów koniecznych zwłaszcza, że na większość tematów mieliśmy różne zdanie.
Po upływie kilku nie przyjemnych minut podczas, których obydwoje wpatrywaliśmy się w białe ściany zapytałem czy mogę włączyć telewizor. Tak się akurat złożyło, że na jednym z kanałów sportowych odbywała się akurat transmisja meczu siatkówki, która interesowała nas obydwu.
Mama wyłoniła się z łazienki po 10 minutach w piżamie i z turbanem na głowie. Usiadła po między nami, a ja wyłączyłem odbiornik. Zaczynała się najgorsza część dzisiejszego wieczoru.
-Chciała bym żebyś wiedział synku, że my...-zaczęła ale po chwili przerwało jej wycie mojej młodszej siostry. -Co się tam stało do cholery ?! Amber?! Nic ci nie jest?!- krzyknęła wstając i ruszając w kierunku kuchni.
Tata spojrzał na mnie pytająco.
-Znając Młodą pewnie upiekła zakalca i zdała sobie sprawę, że nie wyrośnie na dobrą kucharkę.
-Myślę, że do podobnych wniosków powinna dochodzić za każdym razem kiedy tylko bież do ust jedno z przygotowanych przez matkę dań.
-No cóż masz rację talentu kulinarnego to ona nie miała po kim odziedziczyć.
Roześmialiśmy się chociaż ta krótka wymiana zdań nie była śmieszna nawet w małym stopniu.
-Cholera jasna! Stephan chodź tu natychmiast!-dobiegł nas wrzask matki ledwo słyszalny przez nieustający krzyk mojej siostry. Tata wzruszył ramionami i powoli podniósł się z kanapy.
Uznałem, że skoro nie zostałem poproszony o przybycie na ratunek -pewnie dlatego, że wyrządził bym tylko więcej szkód- mogę zostać w salonie. Po chwili jednak zostałem przyzwany przez w biegu łapiącego kurtkę ojca.
-Desmond nie siedź tak tylko weź z szafki bandaż i zanieś go matce. Jedziemy do szpitala. Amber włożyła palec do miksera.
Rebecka
niedziela, 12 kwietnia 2015
LBA
Część zostałam nominowana do Liebester Blog Award jeśli w ogóle dobrze napisałam. Niestety nie za wile wiem na ten temat. W zasadzie spotykam się z tą akcją jeśli można to tak nazwać drugi raz w życiu i ograniczam się do informacji podstawowych. Trzeba mianowicie odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez osobę nominującą i następnie zadać 11 własnych 11 blogerom. Normalnie nie bawię się w robienie takich rzeczy, ale tym razem uznałam, że w sumie i tak nie mam do roboty nic ciekawszego dlatego ten jedne raz mogę się skusić. Przejdźmy w takim razie do rzeczy.
Nominację otrzymałam od http://almost-just-me.blogspot.com/2015/04/lba_12.html (swoją drogą zapraszam do czytania jej opowiadania bardzo sympatyczne )
Nominację otrzymałam od http://almost-just-me.blogspot.com/2015/04/lba_12.html (swoją drogą zapraszam do czytania jej opowiadania bardzo sympatyczne )
PYTANIA
1.Jaką książkę lubisz najbardziej i dlaczego ?
Generalnie rzecz biorąc mam dwie ulubione książki i jeśli wam to nie przeszkadza postaram się powiedzieć kilka słów na temat obydwu.
Pierwszą z nich, którą zachwycam się od dłuższego czasu jest powieść Johna Greena ,,Szukając Alaski" opowiadająca historię Kluchu, który przenosi się do szkoły z internatem gdzie przychodzi mu robić rzeczy, o których wcześniej prawdopodobnie nawet by nie pomyślał. Uważam to za niezwykłe dzieło literacki z bardzo prostego powodu- książka skrywa na swoich stronach wiele ciekawych przemyśleń, które w mniejszy lub większy sposób wpłynęły na to jak postrzegam otaczającą mnie rzeczywistość.
Druga opowieść to ,, Kochani dlaczego się poddaliście". Jest to historia pewnej szesnastolatki, której siostra nie żyje od pewnego czasu. Jej sytuacja rodzinna jest dosyć skomplikowana. Pewnego dnia dziewczyna zaczyna pisać listy do znanych samobójców np. Kurta Cobaina czy też Janis Joplin. Nie wiem dlaczego książka tak aż tak bardzo mnie urzekła. Nie ma ona szczególnie ciekawej fabuły ani nie jest specjalnie dobrze napisana. Mimo to wywarła na mnie niesamowite wrażenie i wszystkich bardzo zachęcam do jej przeczytania.
2.Ile czasu poświęcasz na czytanie?
Trudno mi na to odpowiedzieć. To wszystko zależy od tego co akurat czytam i jak rysuje się moja sytuacja w szkole. Jeśli czytam ciekawą książkę i mam akurat dużo wolnego jestem w stanie przeczytać ją za jednym razem jeśli oczywiście nie jest to pięciuset stronnicowa cegłówka. Jeśli chodzi o mangi to raczej nie zaczynam ich nie mając pewności, że uda mi się skończyć za jednym razem. Zwykle zajmuje mi to około godziny .
3.Jaki jest twój ulubiony film?
Muszę przyznać, że mam w tym momencie duży dylemat. Bardzo lubię polskie kino, ale najlepszy film jaki widziałam pochodzi z za oceanu i jest to ,, Requiem dla snu". Świetnie nakręcony. Genialna gra aktorów. Bardzo interesująca fabuła. Zadecydowania polecam.
4.Masz zwierzątko jeśli tak to jakie?
Tak się składa, że mam psa, którego oczywiście kocham jednak jeśli ktoś z was chciał by mi sprezentować czarnego szczurka o imieniu Zbychu ewentualnie Ździchu raczej bym się nie obraziła.
5. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
Zacznijmy od tego, że nie lubię szkoły. Uważam, że wbijają nam w niej do głowy nic więcej jak to, że najlepieje będzie jeśli nie będziemy myśleli samodzielnie i robili tylko to co nam każą trzymając się ustalonych zasad. Najbardziej przemawia do mnie chyba moja polonistka dlatego jej przedmiot lubię najbardziej.
6. Czym się interesujesz?
Interesuje się literaturą. Tak naprawdę nie robię w życiu niczego po za pisaniem i czytaniem ( no dobra słucham jeszcze muzyki, ale ona leci w moim pokoju 24 na dobę pierwsze co robię kiedy budze się rano to włączam jedną ze składanek na moim telefonie, a ostatnie co czynię przed zaśnięciem to wyjmuję słuchawki z uszu dlatego ona się nie liczy).
7. Co powiedzieli by o tobie twoi znajomi?
Jeśli pozwolicie nie będę odpowiadała na to pytanie. Myślę, że wówczas zdradziła bym wam o sobie zbyt wiele.
8.Jakie jest twoje największe marzenie?
Moje największe marzenie to tajemnica do której nie dopuściłam jeszcze nikogo kto żyje na tym świecie dlatego pozwólcie, że podziel się z wami jednym z pośród tych, o których mówię na głos. Marzę o tym żeby mój chłopak, którego jeszcze zapewne nie poznałam zabrał mnie na jakiś dobry koncert, a po jego zakończeniu położył się obok mnie na trawie i otworzył tanie wino i razem przez resztę nocy obserwowali byśmy gwiazdy.
9.Kim chciał byś zostać w przyszłości?
Chciała bym utrzymywać się z pisania. Jeśli jednak miało by to nie wypalić zastanawiam się nad zawodem nauczycielki aczkolwiek to tak samo jak by samemu przykładać rękę do czegoś czego się nienawidzi.
10.Masz rodzeństwo?
Wszem i wobec ogłaszam wszystkim zainteresowanym, że nie nie mam rodzeństwa ! Mam nadziej, że ta informacja nie spowodowała iż grunt osunął wam się z pod nóg jeśli jednak tak się stało przyjmijcie największe wyrazy współczucia.
11.Od 1 do 10 na ile oceniasz mojego bloga ?
Jako, że wydaje mi się iż nie jestem osobą kompetentną do odpowiadania na tego pytania radze nie sugerować się moją opinią. Niech będzie mocna ósemka :)
Jak mniemam kolej teraz abym i ja nominowała 11 innych osób zdając im własne pytania. W takim razie do dzieła!
1. Od jak dawna piszesz?
2. O czym było twoje pierwsze opowiadanie?
3.Co daje Ci pisanie?
4. Jaki gatunek książek przemawia do ciebie najbardziej?
5.Dlaczego zdecydowałeś się zdecydowałaś się stworzyć bloga?
6. Twoje największe marzenie związane z literaturą.
7. Twój ulubiony bohater z pośród wszystkich jakich kiedy kol wiek powołałeś powołałaś do życia.
8. Na czym polega fenomen twojego talentu?
9.Co najbardziej Cię inspiruje?
10. Jak mniemam chcesz wydać książkę, dlaczego aż tak bardzo Ci na tym zależy?
I pytanie totalnie oderwane od wszystkich powyższych.
11. jak jest najbardziej szalona rzecz, którą zrobiłeś zrobiłaś?
A o to i 3 blogi, które wybrała do udziału w "zabawie". Przepraszam, że nie jest ich tyle ile powinno jedna nie śledzę poczynań aż tak licznej grupy początkujących pisarzy .
http://kronika-dark-hills.blogspot.com/
http://burn-harry-styles.blogspot.com/2015/04/rozdzia-18.html
http://everyone-has-a-purpose-pl.blogspot.com/
Przepraszam za ten post, który tylko zaśmiecił mojego bloga, ale postanowiłam, że wyrwę się z mojej rutyny i zrobię coś czego normalnie nie czynię.
Rebecka
czwartek, 9 kwietnia 2015
Rozdział 1 ( część 4)
Kiedy po wypaleniu mniej więcej trzech fajek i napisaniu niewiele ponad połowy kartki a4 usłyszałem dźwięk dzwonka sygnalizującego koniec lekcji byłe już w zasadzie pewien że nie zamierzam wracać do dusznych szkolnych pomieszczeń. Mój dom był oddalony od miejsca nauki o zdecydowanie zbyt wiele kilometrów żebym mógł pokonać je piechotą dlatego postanowiłem, że wyciągnę ze sobą na wagary resztę "ekipy". Wysłałem do wszystkich SMS informujący o miejscu mojego położenia. Pozostawało mi już tylko mieć nadzieję, że w tym wielkim zamieszaniu, które ma teraz za pewne miejsce na korytarzu -każdy usiłuje w te marne kilka chwil dobrnąć do własnej szafki co w obecnych warunkach niemal graniczy z cudem- znajdą chwile czasu na odczytanie wiadomości. Nie łudziłem się że przyjdą wszyscy. Wstyd przyznać, ale zdecydowanie najbardziej zależało mi aby dotarł Siekiera chociaż by z tego względy że jako jedyny z nas miał samochód. Postanowiłem, że jeśli za kwadrans nie stanie przede mną ani jeden z moich przyjaciół biorę kostkę na plecy i udaje się na samotną wycieczkę po mieście co w wolnym tłumaczeniu znaczy nie mniej ni więcej jak tyle, że po prostu posiedzę trochę w jednej z pobliskich kawiarni i może spróbuję coś napisać, a potem postaram się dowlec do szkoły tak żeby móc zabrać się do domu razem z Kuroiyuukim.
Na szczęście nie musiałem długo czekać. Czasami faktycznie okazuje się że warto mieć tak popieprzoną paczkę znajomych jak ja. Ostatecznie zebrała się nas 5 ( ja, Siekiera, Sakura, Kristofer i Roza). Nie zastanawiając się długo wsiedliśmy do samochodu Siekiery. Nie mieliśmy żadnego planu zresztą muszę przyznać że zdziwił bym się gdyby było inaczej. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to wszyscy ewidentnie sobie z nimi nie radzimy.
Błyskawicznie załadowaliśmy się do samochodu. Siedziałem z tyłu ściśnięty z jednej strony przez Kristofera a z drugiej przez Roze. Zanim kto kol wiek zdążył co kol wiek powiedzieć Siekiera usiłował już włączyć się do ruchu drogowego. Był przerażony perspektywą iż lada moment na środku parkingu dla uczniów pojawi się podstarzała sprzątaczka z liczącą jakieś pół wieku szmatą za pomocą której zagoni nas wszystkich do dyrektorskiego gabinetu. Osobiście nigdy nie miałem przyjemności wzięcia udziału w podobnym przedstawieniu, ale z tego co słyszałem nie jest to najprzyjemniejsze. Od uczniów, którzy podczas ucieczek ze szkoły nie mieli tyle szczęścia co ja można było nawet usłyszeć porównanie, że spotkania z naszą woźną są mniej więcej tak samo przewidywalne jak starcie rekina i złotej rybki. Przy czym rzecz jasna to ona zawsze jest rekinem.
Pierwszą osobą, która uznała, że biorąc pod uwagę fakt iż wszyscy siedzimy już w samochodzie warto było ustalić dokąd jedziemy był Kwiat Wiśni. Jak widać Japończycy faktycznie mają zdolność do dokonywania przełomowych odkryć jak chociaż by to, że jeżeli zaraz nie poinstruujemy Siekiery gdzie ma skręcić zabierze nas do sklepu z narzędziami ogrodowymi tylko po to żeby pokazać nam jakieś urządzenie o dosyć nietypowej nazwie.
- Moi drodzy przyjaciele jakież to pomysły kryją się w waszych głowach pod hasłem: ,,kierunek naszej dzisiejszej wyprawy" ?-zapytała poetyckim tonem wymachując rękami tuż przed twarzą Kuroiyuukiego.
-Kochanie naprawdę uwielbiam kiedy kładziesz dłonie na przedniej szybie, ale obawiam się, że w obecnej sytuacji może to grozić śmiercią całej naszej piątce.
-Nie rozumiem czemu się burzysz. Jeśli nasze zwłoki były by dostatecznie mocno zmasakrowane i zespolone ze sobą na wzajem można było by pochować nas wszystkich w jednym grobie co dla naszych rodzin oznaczało by nie małe oszczędności- oświadczył Kristofer- Chyba nie chcesz po swoim odejściu zostawiać rodziny z nadchodzącymi wydatkami.
-Nie gniewaj się , ale chyba nie chciał by leżeć w grobie z całą waszą czwórką- zakomunikował Siekiera włączając się nareszcie do ruchu drogowego.
-Więc to tak? Za życia jesteś naszym wiernym przyjacielem, a po śmierci zamierzasz powiedzieć "pocałujcie się w dupę lamusy"?-żartował Kristofer.
-Zasadniczo to jestem raczej czymś w rodzaju waszego szofera. Co do twojego pytania to po krótkim namyśle z czystym sumieniem mogę odpowiedzieć ,,tak".
-W takim razie..
-Ja pierdziele, ludzie naprawdę nie zamierzam wpieprzać wam się w środek jak że pasjonującej rozmowy , ale jeśli zaraz...Siekiera nie waż się tam skręcać!- wrzasnęła Sakura, a jej ręce powstrzymane w ostatniej chwili przez jakieś resztki zdrowego rozsądku powędrowały w kierunku kierownicy.
-Ale o co ci chodzi?-zapytał Siekiera, który zdecydował się na wyłączenie migacza i ostatecznie pojechał prosto.
-Nie zamierzam jechać z tobą do sklepu ogrodniczego!-zaprotestowała.
-Popieram!-wtrąciłem się usiłując powstrzymać nadchodzącą katastrofę.
Wszyscy rzecz jasna poza Kuroiyuukim zaczęliśmy protestować i gorączkowo wymienialiśmy miejsca do których moglibyśmy pojechać tak szybko, że wkrótce już nikt nic nie wiedział. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się jeszcze dalej od jakiś logicznych ustaleń niż zanim zaczęliśmy się za nie brać.
-Cisza!- wrzasnęła w końcu Rosa, która dotychczas była chyba najmniej zaangażowana w rozmowę.-Mam propozycję.
-Nie chciał bym nic mówić - wtrącił Kristofer- Ale wydaje mi się, że każdy z nas ma propozycję.
-Proszę Cię Kris chociaż raz daj mi dobrnąć do końca swojej wypowiedzi
Rosa była śmiertelnie poważna dlatego i my na chwile się uspokoiliśmy. Wydaje mi się, że takie sytuacje powinno się nagrywać. Zdarzają się naprawdę niezwykle rzadko.
-Może podjedziemy do McDonalda kupimy kilka porcji frytek, siądziemy spokojnie przy stoliku i spróbujemy coś uzgodnić? Mam dziwne wrażenie, że to jedyne logiczne wyjście z sytuacji.
Postanowiłem, że ten jeden raz poprę jakiś rozsądny pomysł zamiast wysuwać własną beznadziejną koncepcje, która za pewne wprowadziła by tylko więcej zamieszania.
-Jestem skłonny zignorować ewentualne protesty pod warunkiem, że kupisz mi szejka truskawkowego.-oznajmił Siekiera.
-Stoi.
Do McDonalda dojechaliśmy w stosunkowo krótkim czasie, a jako, że o tej godzinie w dzień powszedni nie ma tam zbyt wielkich tłumów miejsca było aż nad to. Zamówiłem sobie kubek czegoś co reklamowano jako kawę mrożoną z bitą śmietaną wychodząc z założenia, że dzień bez kofeiny jest dniem straconym.
-Co proponujecie ?- zapytała Rosa upijając łyk szejka kupionego Siekierze, kiedy wszyscy dotarli już do naszego stolika.
-Ej?-zaprotestował.
-Zapłaciłam za niego prawda? To chyba może mnie w pewien sposób upoważnić do pociągnięcia jednego łyka nie uważasz?
Siekiera mruknął coś pod nosem jak to miał w zwyczaju kiedy sytuacja robiła się nieco niezręczna i pozwolił żeby wypowiedziała się jego japońska dziewczyna.
- Na wstępie chciał bym zaznaczyć, że sklep ogrodniczy odpada jako pierwszy.
-Ej?- skrzywił się Kuroyuuki nie zadowolony- A to niby z jakiego względu?
-Kiedy ostatnim razem powiedziałeś nam, że zabierasz nas w to niezwykłe miejsce skończyliśmy na dziale z kosiarkami i częściami do traktorów, a po wyjściu z tego przeklętego sklepu zachwycony tymi wszystkim specjalistycznymi przyrządami postanowiłeś w przyszłości wytatuować sobie na ręce napis ,,glebogryzarka", a na następny dzień oświadczyłeś iż zamówiłeś sobie koszulkę z tym jakże intrygującym słowem. Przykro mi, ale nie możemy pozwolić na to aby twoja psychika ucierpiała jeszcze bardziej przez wizyty w miejscu, do którego ewidentnie powinieneś mieć zakaz wstępu.
-To niesprawiedliwe!-oburzył się.
-Pomyśl sobie, że zawsze mogłam odebrać Ci prawo wysuwania jakich kol wiek propozycji.- usiłowała pocieszyć go Sakura.
-Och litościwa pani dziękuję Ci, że kara nałożona na moje barki mimo wszystko nie osiągnęła maksymalnego ciężaru! Jako twój wierny poddany sam dołożę sobie dodatkowy balast i mimo wszystko dziś nie wysunę żadnej własnej koncepcji.
Kwiat Wiśni uśmiechnęła się i poczochrała Siekierę po czarnych włosach.
-W takim razie co proponujecie?-zapytała z uśmiechem.
Zamyśliłem się. Propozycje, które padną są naprawdę bardzo proste do przewidzenia. Rosa będzie chciała żebyśmy pojechali do centrum handlowego po kolejny lakier do paznokci z limitowanej kolekcji w dokładnie tym samym kolorze co ten który kupiła sobie tydzień wcześnie, a Sakura ją poprze bo dojdzie do wniosku, że "tyle już czasu" - czyli jakieś dwa tygodnie- minęły od kąt kupiła sobie ostatnią mangę po czym okaże się, że akurat dzisiaj wychodzi ostatnia część jej ulubionej serii. Kristoferowi będzie w zasadzie wszystko jedno pod warunkiem, że Siekiera zgodzi się żebyśmy pojechali na chwilę do brata jego kumpla ze starej szkoły - Kris trafił do nas dwa lata temu, kiedy to został wyrzucony ze starej placówki, za dosyć brutalne pobicie starszego od siebie skina- po jakieś zioło. W normalnych warunkach Kuroiyuuki pewnie zaproponował by wizytę w centrum ogrodniczym, ale dzisiaj nie ma takiej możliwości. Generalnie rzecz biorąc jeśli nie rzucę czegoś sensownego wszyscy skończymy w galerii handlowej.
,,Myśl Desmondzie myśl". Usiłowałem skłonić swoje szare komórki do intensywnej pracy kiedy do moich uszu dobiegły dźwięki wypowiadanych -przewidzianych przez mnie wcześniej- koncepcji.
-No to może do wesołego miasteczka- wymamrtałem zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie wpadnę na nic lepszego.
-Ale to na drugim końcu miasta- dostrzegł Kris.
-Co prawda to prawda, ale spójrz na to z innej strony po drodze znajduje się mieszkanie brata twojego kolegi.
- No to postanowione. Jedziemy do wesołego miasteczka!
Na szczęście nie musiałem długo czekać. Czasami faktycznie okazuje się że warto mieć tak popieprzoną paczkę znajomych jak ja. Ostatecznie zebrała się nas 5 ( ja, Siekiera, Sakura, Kristofer i Roza). Nie zastanawiając się długo wsiedliśmy do samochodu Siekiery. Nie mieliśmy żadnego planu zresztą muszę przyznać że zdziwił bym się gdyby było inaczej. Jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to wszyscy ewidentnie sobie z nimi nie radzimy.
Błyskawicznie załadowaliśmy się do samochodu. Siedziałem z tyłu ściśnięty z jednej strony przez Kristofera a z drugiej przez Roze. Zanim kto kol wiek zdążył co kol wiek powiedzieć Siekiera usiłował już włączyć się do ruchu drogowego. Był przerażony perspektywą iż lada moment na środku parkingu dla uczniów pojawi się podstarzała sprzątaczka z liczącą jakieś pół wieku szmatą za pomocą której zagoni nas wszystkich do dyrektorskiego gabinetu. Osobiście nigdy nie miałem przyjemności wzięcia udziału w podobnym przedstawieniu, ale z tego co słyszałem nie jest to najprzyjemniejsze. Od uczniów, którzy podczas ucieczek ze szkoły nie mieli tyle szczęścia co ja można było nawet usłyszeć porównanie, że spotkania z naszą woźną są mniej więcej tak samo przewidywalne jak starcie rekina i złotej rybki. Przy czym rzecz jasna to ona zawsze jest rekinem.
Pierwszą osobą, która uznała, że biorąc pod uwagę fakt iż wszyscy siedzimy już w samochodzie warto było ustalić dokąd jedziemy był Kwiat Wiśni. Jak widać Japończycy faktycznie mają zdolność do dokonywania przełomowych odkryć jak chociaż by to, że jeżeli zaraz nie poinstruujemy Siekiery gdzie ma skręcić zabierze nas do sklepu z narzędziami ogrodowymi tylko po to żeby pokazać nam jakieś urządzenie o dosyć nietypowej nazwie.
- Moi drodzy przyjaciele jakież to pomysły kryją się w waszych głowach pod hasłem: ,,kierunek naszej dzisiejszej wyprawy" ?-zapytała poetyckim tonem wymachując rękami tuż przed twarzą Kuroiyuukiego.
-Kochanie naprawdę uwielbiam kiedy kładziesz dłonie na przedniej szybie, ale obawiam się, że w obecnej sytuacji może to grozić śmiercią całej naszej piątce.
-Nie rozumiem czemu się burzysz. Jeśli nasze zwłoki były by dostatecznie mocno zmasakrowane i zespolone ze sobą na wzajem można było by pochować nas wszystkich w jednym grobie co dla naszych rodzin oznaczało by nie małe oszczędności- oświadczył Kristofer- Chyba nie chcesz po swoim odejściu zostawiać rodziny z nadchodzącymi wydatkami.
-Nie gniewaj się , ale chyba nie chciał by leżeć w grobie z całą waszą czwórką- zakomunikował Siekiera włączając się nareszcie do ruchu drogowego.
-Więc to tak? Za życia jesteś naszym wiernym przyjacielem, a po śmierci zamierzasz powiedzieć "pocałujcie się w dupę lamusy"?-żartował Kristofer.
-Zasadniczo to jestem raczej czymś w rodzaju waszego szofera. Co do twojego pytania to po krótkim namyśle z czystym sumieniem mogę odpowiedzieć ,,tak".
-W takim razie..
-Ja pierdziele, ludzie naprawdę nie zamierzam wpieprzać wam się w środek jak że pasjonującej rozmowy , ale jeśli zaraz...Siekiera nie waż się tam skręcać!- wrzasnęła Sakura, a jej ręce powstrzymane w ostatniej chwili przez jakieś resztki zdrowego rozsądku powędrowały w kierunku kierownicy.
-Ale o co ci chodzi?-zapytał Siekiera, który zdecydował się na wyłączenie migacza i ostatecznie pojechał prosto.
-Nie zamierzam jechać z tobą do sklepu ogrodniczego!-zaprotestowała.
-Popieram!-wtrąciłem się usiłując powstrzymać nadchodzącą katastrofę.
Wszyscy rzecz jasna poza Kuroiyuukim zaczęliśmy protestować i gorączkowo wymienialiśmy miejsca do których moglibyśmy pojechać tak szybko, że wkrótce już nikt nic nie wiedział. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się jeszcze dalej od jakiś logicznych ustaleń niż zanim zaczęliśmy się za nie brać.
-Cisza!- wrzasnęła w końcu Rosa, która dotychczas była chyba najmniej zaangażowana w rozmowę.-Mam propozycję.
-Nie chciał bym nic mówić - wtrącił Kristofer- Ale wydaje mi się, że każdy z nas ma propozycję.
-Proszę Cię Kris chociaż raz daj mi dobrnąć do końca swojej wypowiedzi
Rosa była śmiertelnie poważna dlatego i my na chwile się uspokoiliśmy. Wydaje mi się, że takie sytuacje powinno się nagrywać. Zdarzają się naprawdę niezwykle rzadko.
-Może podjedziemy do McDonalda kupimy kilka porcji frytek, siądziemy spokojnie przy stoliku i spróbujemy coś uzgodnić? Mam dziwne wrażenie, że to jedyne logiczne wyjście z sytuacji.
Postanowiłem, że ten jeden raz poprę jakiś rozsądny pomysł zamiast wysuwać własną beznadziejną koncepcje, która za pewne wprowadziła by tylko więcej zamieszania.
-Jestem skłonny zignorować ewentualne protesty pod warunkiem, że kupisz mi szejka truskawkowego.-oznajmił Siekiera.
-Stoi.
***
Kuroiyuuki jak zapewne nie trudno się domyślić nie był szczególnie dobrym kierowcą. Tak naprawdę nie miał nawet prawdziwego prawka, ale wychodził z założenia, że skoro wszedł już w posiadanie samochodu to fałszywe dokumenty powinny wystarczyć do momentu, aż nie zdobędzie prawdziwych. Jazda z nim nie była przyjemna, a tym bardziej bezpieczna. Myślę natomiast, że zwolennikom mocnych wrażeń sposób w jaki Siekiera prowadzi samochód mógł by się spodobać zwłaszcza, że pomimo swoich znikomych umiejętności często osiągał spore prędkości. Powiem w prost gdybym miał jaką kol wiek alternatywę prawdopodobnie nigdy w życiu nie wsiadł bym z nim więcej do samochodu. Problem w tym, że nie mam i niestety nie zapowiada się aby w najbliższym czasie na horyzoncie pojawił się jakiś nowy kumpel mieszkający blisko mnie do tego z uczciwie otrzymanym prawem jazdy i w miarę sprawnym samochodem. Prawdopodobnie prędzej sam zacznę jeździć niż znajdę kogoś podobnego.Do McDonalda dojechaliśmy w stosunkowo krótkim czasie, a jako, że o tej godzinie w dzień powszedni nie ma tam zbyt wielkich tłumów miejsca było aż nad to. Zamówiłem sobie kubek czegoś co reklamowano jako kawę mrożoną z bitą śmietaną wychodząc z założenia, że dzień bez kofeiny jest dniem straconym.
-Co proponujecie ?- zapytała Rosa upijając łyk szejka kupionego Siekierze, kiedy wszyscy dotarli już do naszego stolika.
-Ej?-zaprotestował.
-Zapłaciłam za niego prawda? To chyba może mnie w pewien sposób upoważnić do pociągnięcia jednego łyka nie uważasz?
Siekiera mruknął coś pod nosem jak to miał w zwyczaju kiedy sytuacja robiła się nieco niezręczna i pozwolił żeby wypowiedziała się jego japońska dziewczyna.
- Na wstępie chciał bym zaznaczyć, że sklep ogrodniczy odpada jako pierwszy.
-Ej?- skrzywił się Kuroyuuki nie zadowolony- A to niby z jakiego względu?
-Kiedy ostatnim razem powiedziałeś nam, że zabierasz nas w to niezwykłe miejsce skończyliśmy na dziale z kosiarkami i częściami do traktorów, a po wyjściu z tego przeklętego sklepu zachwycony tymi wszystkim specjalistycznymi przyrządami postanowiłeś w przyszłości wytatuować sobie na ręce napis ,,glebogryzarka", a na następny dzień oświadczyłeś iż zamówiłeś sobie koszulkę z tym jakże intrygującym słowem. Przykro mi, ale nie możemy pozwolić na to aby twoja psychika ucierpiała jeszcze bardziej przez wizyty w miejscu, do którego ewidentnie powinieneś mieć zakaz wstępu.
-To niesprawiedliwe!-oburzył się.
-Pomyśl sobie, że zawsze mogłam odebrać Ci prawo wysuwania jakich kol wiek propozycji.- usiłowała pocieszyć go Sakura.
-Och litościwa pani dziękuję Ci, że kara nałożona na moje barki mimo wszystko nie osiągnęła maksymalnego ciężaru! Jako twój wierny poddany sam dołożę sobie dodatkowy balast i mimo wszystko dziś nie wysunę żadnej własnej koncepcji.
Kwiat Wiśni uśmiechnęła się i poczochrała Siekierę po czarnych włosach.
-W takim razie co proponujecie?-zapytała z uśmiechem.
Zamyśliłem się. Propozycje, które padną są naprawdę bardzo proste do przewidzenia. Rosa będzie chciała żebyśmy pojechali do centrum handlowego po kolejny lakier do paznokci z limitowanej kolekcji w dokładnie tym samym kolorze co ten który kupiła sobie tydzień wcześnie, a Sakura ją poprze bo dojdzie do wniosku, że "tyle już czasu" - czyli jakieś dwa tygodnie- minęły od kąt kupiła sobie ostatnią mangę po czym okaże się, że akurat dzisiaj wychodzi ostatnia część jej ulubionej serii. Kristoferowi będzie w zasadzie wszystko jedno pod warunkiem, że Siekiera zgodzi się żebyśmy pojechali na chwilę do brata jego kumpla ze starej szkoły - Kris trafił do nas dwa lata temu, kiedy to został wyrzucony ze starej placówki, za dosyć brutalne pobicie starszego od siebie skina- po jakieś zioło. W normalnych warunkach Kuroiyuuki pewnie zaproponował by wizytę w centrum ogrodniczym, ale dzisiaj nie ma takiej możliwości. Generalnie rzecz biorąc jeśli nie rzucę czegoś sensownego wszyscy skończymy w galerii handlowej.
,,Myśl Desmondzie myśl". Usiłowałem skłonić swoje szare komórki do intensywnej pracy kiedy do moich uszu dobiegły dźwięki wypowiadanych -przewidzianych przez mnie wcześniej- koncepcji.
-No to może do wesołego miasteczka- wymamrtałem zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie nie wpadnę na nic lepszego.
-Ale to na drugim końcu miasta- dostrzegł Kris.
-Co prawda to prawda, ale spójrz na to z innej strony po drodze znajduje się mieszkanie brata twojego kolegi.
- No to postanowione. Jedziemy do wesołego miasteczka!
Rebeca
sobota, 4 kwietnia 2015
Rozdział 1 (część3)
Pani Weston zdecydowanie nie była jedną z bardziej lubianych nauczycielek w naszej szkole. Potocznie między na mi -chłopkami- określano ją mianem Pani ABC czyli w wolnym tłumaczeniu A - absolutny B-brak C-cycków. Poza faktem iż jej klatka piersiowa nie wile różniła się od tej występującej u nieco mniej umięśnionego mężczyzny była dosyć niska, a jej siwe włosy można było policzyć na placach jednej ręki.Głos miała babciny, a niekiedy zdarzało się, że wypływające z jej ust słowa trzęsły się. Powołanie, które skłoniło ją do podjęcia pracy w szkole ewidentnie już dawno gdzieś wyparowała. Generalnie rzecz biorąc prawdopodobnie żaden z jej uczniów nie rozumiał matematyki. No może poza Siekierą, który miał do tego po prostu dryg i mimo iż na lekcjach słuchał nie więcej niż ja mnie groziło zostanie na drugi rok, a jego wysyłano na olimpiady.
-Desmondzie-poprosiła mnie do siebie pani Weston kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji- podejdź tu proszę.
Nie znosiłem tych naszych pogaduszek. Jak zwykle czekał mnie wykład na temat mojego lenistwa. Nie wiem ile czasu musi minąć żeby ta kobieta zrozumiał, że jej przedmiot po prostu wykracza po za granice moich możliwości.
Z zazdrością spojrzałem w kierunku wychodzących z pomieszczenia uczniów. Za raz miałem mieć angielski - jedyną lekcje w szkole na której z nikim nie rozmawiałem ( być może dla tego, że żaden z moich znajomych nie chodził na nią ze mną ) i na którą nie zamierzałem się spóźniać- dlatego nie szczególnie uśmiechało mi się słuchanie uwag podstarzałej matematyczki.
-Tak proszę pani?- zapytałem podchodząc do jej biurka, na którym jak zawsze stały dokładnie te same przedmioty- niebieska filiżanka czarnej kawy, czerwony piórnik, laptop z którego jak mniemam ledwo potrafiła korzystać i potrzebne do pracy papiery ułożone w schludny stosik.
Pani Weston upiła łyk kawy i spojrzał za okno w stronę szkolnego podwórka na którym niewiele starszy od niej ogrodnik kosił trawę.
-Przeszkadzasz mi na lekcji mój drogi.-oznajmiła w końcu, a ja byłem wdzięczny bogu za to że nakazał jej ściągnąć kurtynę milczenia.
-Przepraszam.-wymamrotałem mechanicznie. Świetnie wiedziałem, że nie tylko ja nie zwracam uwagi na dyktowane przez Westonową notatki jednak jak zwykle to mnie się obrywało.
Kobieta uśmiechnęła się miło co zdecydowanie często się nie zdarzało dlatego odważyłem się pozwolić sobie na pytanie. - Czy mogę iść już na lekcję? Obawiam się, że jeśli teraz nie wyjdę mogę się spóźnić.
-Przypominasz mi mnie kiedy byłam w twoim wieku- wymamrotała ignorując to co powiedziałem.- też nikogo nie słuchałam, żyłam w swoim odmiennym świecie we własnej rzeczywistości nie zwracając uwagi na otaczające mnie zagrożenia bo jaki mi się wówczas wydawało wcale ich nie było. Nie zamierzam Cię pouczać Desmondzie, ale nie zamierzam też udawać, że nie widzę jak razem z tym swoim azjatyckim przyjacielem siedzicie skacowani na lekcjach po jakiś większych imprezach czy też, że nigdy nie przyłapałem Cię za szkołą jak pomimo swojego młodego wieku paliłeś papierosy. Chcę Ci tylko prosić żebyś na siebie uważał nie jak nauczyciel który nie zależnie od tego jak tragiczne będziesz miał oceny nie stanie Ci na drodze do wspięcia się na kolejny stopień edukacji, ale jak kobieta, która wyczuwa w około ciebie zagrożenie. Masz dużo większy dar do pakowania się w tarapaty niż kto kol wiek kogo znasz.
Zadzwonił pierwszy dzwonek , ale pośpiech, który jeszcze przed chwilą wypisany był na mojej twarzy zniknął jak na zawołanie. Czekałem aż pani Waston coś doda. W jednej chwil z pozbawionej uczuć kobiety, która jak mniemam co niedzielę udaje się do kościoła w swoim moherowym berecie stała się dla mnie sympatyczną starszą panią, która właśnie okazała mi więcej uczucia niż jaki kol wiek inny nauczyciel w tej szkole.- Idź już. Nie mogę zatrzymywać Cię w czasie lekcji.
Pokiwałem głową na znak zrozumienia.
-Do widzenia.-szepnąłem przechodząc przez próg.
Nie za bardzo zrozumiałem dlaczego postanowiła podzielić się ze mną tymi spostrzeżeniami akurat dzisiaj. Czy miało to jakieś znaczenie? Może wybrała przypadkowy dzień. Może tym razem faktycznie przeszkadzałem jej bardziej niż zwykle?
Skierowałem się w stronę szkolnego dziedzińca. Ochota zatopienia się w poezji i zanurzenia w analizach tekstów wielkich pisarzy nagle gdzieś się schowała. Potrzebowałem chwili wytchnienia. Musiałem przeanalizować przed chwilą usłyszane słowa .
Kiedy dotarłem do brudnego zakamarka znajdującego się na obrzeżach szkoły usiadłem pod szarą od dawna nie malowaną ścianą więziennego budynku i wyciągnąłem z kostki paczkę fajek. Teoretycznie każdy mógł mnie tutaj zobaczyć, a warto podkreślić że palenie w naszej szkle było surowo zabronione. Zrywanie z lekcji również nie spotykało się z reguły ze szczególną aprobatą dyrektora. Mimo to ten jedne raz chyba byłem w stanie zaryzykować. W końcu odpaliłem trzymaną w ustach fajkę i zatopiłem się w smugach dymu wypływających z moich ust . Nie wiem jak określić można smak papierosów. Wiele razy się nad tym zastanawiałem, ale nigdy nie przyszło mi do głowy żadne sensowne porównanie.
Wyciągnąłem notes z kostki, położyłem go na kolanach i tłumacząc samemu sobie, że w ramach zajęć z angielskiego rozpocznę prace nad moim opowiadaniem zanurzyłem się w głębinach własnego umysłu. Niestety nie za wiele w nich znalazłem. Moje myśli cały czas krążył w okół słów usłyszanych zaledwie kilka chwil wcześniej. Kiedy dokładniej je sobie przeanalizowałem doszedłem do wniosku, ze zostały wypowiedziane całkowicie bez sensu dlatego, że wynikało z nich iż moja nauczycielka usiłuje ochronić mnie przed samym sobą co nie jest możliwe bo o ile niebezpieczeństwo pochodzące z zewnątrz da się wyeliminować tak to będące nami samymi jest wręcz nie możliwe do usunięcia dlatego, że wraz z jego zniknięciem zniknął bym ja sam.
Chwyciłem do ręki długopis. Dziękuję pani pani Weston. Chyba mam już opowiadanie.
-Desmondzie-poprosiła mnie do siebie pani Weston kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji- podejdź tu proszę.
Nie znosiłem tych naszych pogaduszek. Jak zwykle czekał mnie wykład na temat mojego lenistwa. Nie wiem ile czasu musi minąć żeby ta kobieta zrozumiał, że jej przedmiot po prostu wykracza po za granice moich możliwości.
Z zazdrością spojrzałem w kierunku wychodzących z pomieszczenia uczniów. Za raz miałem mieć angielski - jedyną lekcje w szkole na której z nikim nie rozmawiałem ( być może dla tego, że żaden z moich znajomych nie chodził na nią ze mną ) i na którą nie zamierzałem się spóźniać- dlatego nie szczególnie uśmiechało mi się słuchanie uwag podstarzałej matematyczki.
-Tak proszę pani?- zapytałem podchodząc do jej biurka, na którym jak zawsze stały dokładnie te same przedmioty- niebieska filiżanka czarnej kawy, czerwony piórnik, laptop z którego jak mniemam ledwo potrafiła korzystać i potrzebne do pracy papiery ułożone w schludny stosik.
Pani Weston upiła łyk kawy i spojrzał za okno w stronę szkolnego podwórka na którym niewiele starszy od niej ogrodnik kosił trawę.
-Przeszkadzasz mi na lekcji mój drogi.-oznajmiła w końcu, a ja byłem wdzięczny bogu za to że nakazał jej ściągnąć kurtynę milczenia.
-Przepraszam.-wymamrotałem mechanicznie. Świetnie wiedziałem, że nie tylko ja nie zwracam uwagi na dyktowane przez Westonową notatki jednak jak zwykle to mnie się obrywało.
Kobieta uśmiechnęła się miło co zdecydowanie często się nie zdarzało dlatego odważyłem się pozwolić sobie na pytanie. - Czy mogę iść już na lekcję? Obawiam się, że jeśli teraz nie wyjdę mogę się spóźnić.
-Przypominasz mi mnie kiedy byłam w twoim wieku- wymamrotała ignorując to co powiedziałem.- też nikogo nie słuchałam, żyłam w swoim odmiennym świecie we własnej rzeczywistości nie zwracając uwagi na otaczające mnie zagrożenia bo jaki mi się wówczas wydawało wcale ich nie było. Nie zamierzam Cię pouczać Desmondzie, ale nie zamierzam też udawać, że nie widzę jak razem z tym swoim azjatyckim przyjacielem siedzicie skacowani na lekcjach po jakiś większych imprezach czy też, że nigdy nie przyłapałem Cię za szkołą jak pomimo swojego młodego wieku paliłeś papierosy. Chcę Ci tylko prosić żebyś na siebie uważał nie jak nauczyciel który nie zależnie od tego jak tragiczne będziesz miał oceny nie stanie Ci na drodze do wspięcia się na kolejny stopień edukacji, ale jak kobieta, która wyczuwa w około ciebie zagrożenie. Masz dużo większy dar do pakowania się w tarapaty niż kto kol wiek kogo znasz.
Zadzwonił pierwszy dzwonek , ale pośpiech, który jeszcze przed chwilą wypisany był na mojej twarzy zniknął jak na zawołanie. Czekałem aż pani Waston coś doda. W jednej chwil z pozbawionej uczuć kobiety, która jak mniemam co niedzielę udaje się do kościoła w swoim moherowym berecie stała się dla mnie sympatyczną starszą panią, która właśnie okazała mi więcej uczucia niż jaki kol wiek inny nauczyciel w tej szkole.- Idź już. Nie mogę zatrzymywać Cię w czasie lekcji.
Pokiwałem głową na znak zrozumienia.
-Do widzenia.-szepnąłem przechodząc przez próg.
Nie za bardzo zrozumiałem dlaczego postanowiła podzielić się ze mną tymi spostrzeżeniami akurat dzisiaj. Czy miało to jakieś znaczenie? Może wybrała przypadkowy dzień. Może tym razem faktycznie przeszkadzałem jej bardziej niż zwykle?
Skierowałem się w stronę szkolnego dziedzińca. Ochota zatopienia się w poezji i zanurzenia w analizach tekstów wielkich pisarzy nagle gdzieś się schowała. Potrzebowałem chwili wytchnienia. Musiałem przeanalizować przed chwilą usłyszane słowa .
Kiedy dotarłem do brudnego zakamarka znajdującego się na obrzeżach szkoły usiadłem pod szarą od dawna nie malowaną ścianą więziennego budynku i wyciągnąłem z kostki paczkę fajek. Teoretycznie każdy mógł mnie tutaj zobaczyć, a warto podkreślić że palenie w naszej szkle było surowo zabronione. Zrywanie z lekcji również nie spotykało się z reguły ze szczególną aprobatą dyrektora. Mimo to ten jedne raz chyba byłem w stanie zaryzykować. W końcu odpaliłem trzymaną w ustach fajkę i zatopiłem się w smugach dymu wypływających z moich ust . Nie wiem jak określić można smak papierosów. Wiele razy się nad tym zastanawiałem, ale nigdy nie przyszło mi do głowy żadne sensowne porównanie.
Wyciągnąłem notes z kostki, położyłem go na kolanach i tłumacząc samemu sobie, że w ramach zajęć z angielskiego rozpocznę prace nad moim opowiadaniem zanurzyłem się w głębinach własnego umysłu. Niestety nie za wiele w nich znalazłem. Moje myśli cały czas krążył w okół słów usłyszanych zaledwie kilka chwil wcześniej. Kiedy dokładniej je sobie przeanalizowałem doszedłem do wniosku, ze zostały wypowiedziane całkowicie bez sensu dlatego, że wynikało z nich iż moja nauczycielka usiłuje ochronić mnie przed samym sobą co nie jest możliwe bo o ile niebezpieczeństwo pochodzące z zewnątrz da się wyeliminować tak to będące nami samymi jest wręcz nie możliwe do usunięcia dlatego, że wraz z jego zniknięciem zniknął bym ja sam.
Chwyciłem do ręki długopis. Dziękuję pani pani Weston. Chyba mam już opowiadanie.
piątek, 3 kwietnia 2015
Rozdział 1 (część2)
Wbiegłem do sali praktycznie w ostatniej chwili. Siekiera siedział w swojej ławce na końcu klasy i machał do mnie radośnie. Sakura nie chodziła z nami na matmę dlatego miejsce obok mojego przyjaciela należało do mnie. Usiadłem zatem po jego prawej stronie i położyłem na blacie swój zeszyt. Byłem podekscytowany rozmową którą odbyłem chwile wcześniej. Dziewczyna, którą poznałem wydawała się intrygująca i już na pierwszy rzut oka było widać, że ma coś w głowie. Sam fakt, że po mimo tego iż ją staranowałem nie obrzuciła mnie serią niemiłych wyzwisk o czymś świadczy. Powiem w prost byłem nią zauroczony. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się żeby ktoś spodobał mi się zaledwie po nie całej minucie rozmowy.
-Co jest?-zapytał mnie Siekiera mniej więcej w połowie lekcji. Plusami siedzenia na obrzeżach klasy było to, że można było bezkarnie rozmawiać nie zostając równocześnie zauważonym.
- A co takiego miało by być?- odpowiedziałem pytająco
-Nic po prostu zastanawiam się czy powinienem zabrać Cię ze sobą na wizytę do tego psychiatry?Halo Des czy ty mnie do cholery w ogóle słuchasz?!- szepnął zbulwersowany i pomachał mi ręką przed twarzą . Byłem tak zamroczony, że kiedy ujrzałem przed swoimi oczami energicznie poruszające się palce byłem przerażony i ze strachu podskoczyłem na krześle.
- Co co co?-zapytałem oszołomiony.
- W sumie nic istotnego. Tak się tylko zastanawiam czy na pewno wszystko gra bo wpatrujesz się w panią Weston tak jak by była ze 40 lat młodsza miała czterokrotnie większe piersi, a ilości jej włosów nie była wprost proporcjonalna do ilości kończyn.
Naprawdę próbowałem wsłuchać się w to co mówi jednak wyłapanie kontekstu okazało się nadzwyczajnie trudne.
-Des do cholery !
-Już już wracam- zapewniłem- to wszystko przez ten wypadek- dodałem zdecydowanie zbyt głośno żeby móc nazwać to szeptem.
Siekiera zaśmiał się bezgłośnie.
-No chyba nie zamierzasz mi tutaj wciskać, że akurat dzisiejszego poranka w drodze na matmę przygwoździłeś do ziemi jakąś niezłą dupę nie rozbijając sobie łba i nie łamiąc nogi. Chociaż w sumie to ostatnie możemy wykreślić. Z tymi butami prawdopodobnie nawet czołg nie miał by szans .
Roześmiałem się zdając sobie sprawę ile prawdy było w tym co przed chwilą usłyszałem zasługując na mordercze spojrzenie pani Waston, która na moment oderwała swoją uwagę od jakiegoś skomplikowanego równania matematycznego.
- Nie za wesoło wam tam z tyłu?- zapytała zdenerwowana patrząc na nas tymi swoimi świdrującymi oczami.
-Przysięgam, że nie bardziej niż z przodu- odpowiedział Siekiera- Aczkolwiek kto wie. Może widok pani z bliższej odległości faktycznie dostarcza mniej wrażeń.
- Ty się módl dziecko, żebym nie zapragnęła sprawdzić czy twoja teoria jest prawdziwa.-powiedziała. Każdy normalny nauczyciel prawdopodobnie uznał by że Kuroiyuuki podważa jego autorytet, ale nasz matematyczka nie tylko jest już stara, ale i przyzwyczajona do nieprzyjemnych wymian zdań z moim przyjacielem. Myślę, że w głębi serca nawet go lubi. Siekiera może i nie przejawia zbyt wielkiego zainteresowania jej lekcjami, ale kiedy przychodzi co do czego zawsze jest w stanie rozwiązać zadane mu równanie, a na testach z rzadka ma wynik mniejszy niż 100%.
Kiedy nasza denerwująca matematyca wróciła do objaśniana metody rozwiązywania jakiegoś kolejnego trudnego zadania zwróciłem się do mojego japońskiego towarzysza.
-Wracając do naszej rozmowy...
-Tak?
-To można powiedzieć, że masz racje.
Siekiera milczał przez moment udając kompletnie nie zaskoczonego, a potem odłożył długopis i uśmiechnął się do mnie.
- No to powiem ci gratuluje stary. Jakże ma na imię ta nieszczęsna kobieta której twoje wielkie ciało sprawiło dzisiejszego poranka tyle nieprzyjemności?
Już miałem zamiar otworzyć usta żeby wydobyć z siebie jakiś dźwięk kiedy nagle uświadomiłem sobie, że nie mam bladego pojęcia jak odpowiedzieć na to pytanie.
-Nie wiem- wyszeptałem cicho chowając głowę między ramiona. Nie wiedziałem czy powinienem się śmiać czy może lepiej było by gdybym zaniósł się łzami dlatego najlepiej było po prostu zniknąć.
-Gratuluje ! Typowe zachowanie Desmonda. Pozna dziewczynę, może nawet całkiem ładna, ale nie poprosi jej o imię ani numer telefonu bo po co skoro w XXI wieku każdą laskę można przywołać za pomocą okrzyku godowego strusia.
Nie odpowiedziałem ściskając głowę jeszcze mocniej pomiędzy ramionami.
-Des to, że usiłujesz na swój odmienny sposób "wsadzić głowę w piasek" nie znaczy, że cię tu nie ma.
Wyprostowałem się i spróbowałem przepisać chociaż część dotychczas powstałych na tablicy notatek.
-Może i zapomniałem zapytać jak się nazywa, ale czy to jest powód żeby drzeć się na mnie tak jak bym co najmniej podłożył pod szkołę bombę zapominając gdzie znajduje się wyjście awaryjne, dzięki któremu mamy uciec.
- Masz racje gościu. Przepraszam powinienem krzyczeć na ciebie cztery razy bardziej, ale niestety obecne warunki na to nie pozwalają.
Oderwałem się na chwile od przepisywania. W sumie jaki sens miało to "tworzenie samodzielnej notatki" kiedy i tak wszystko co pojawiało się w moim zeszycie było dla mnie nie jaśniejsze od czarnej dziury.
- Czy ja nie powiedziałem Ci przypadkiem przed chwilą, że twoja złość w stosunku do mnie jest co najmniej bezpodstawna ?
-Przykro mi bardzo Des ale obawiam się, że nigdy wcześniej bardziej się nie myliłeś niż w tym momencie.
-Tak? W takim razie jestem ciekaw na jakiej podstawie tak uważasz?
-A no na takiej, że za parę dni kiedy okaże się, że nie potrafisz wypatrzeć w tłumie tej swojej ukochanej to ja będę musiał pomagać Ci jej szukać, a kiedy już ją znajdziesz to prawdopodobnie ja będę musiał zbierać z ziemi twoje resztki kiedy okaże się, że natknęliśmy się na nią akurat w momencie w którym lizała się z najlepiej zbudowanym członkiem drużyny foodballowe obok automatu z jedzeniem.
W tym momencie miałem okropną ochotę zapoznać Siekierę z jedną z moich pięści, ale niestety a) byliśmy w trakcie lekcji z matematyki b) Kuroiyuuki był na tyle sprytny że pewnie zanim bym go trafił uchylił by się a moja zaciśnięte palce przecięły by powietrze z niezłym świstem.
Nienawidziłem kiedy wspominał historię pierwszej dziewczyny, która mi się spodobała. Była to nie jaka Amanda o brązowych włosach sięgających do pasa i piersiach tak dużych że prawdopodobnie nie było w sklepach stanika do którego by się zmieściły. Swoją drogą Amanda chyba nie starła się nawet znaleźć takiego do którego była by w stanie upchnąć swój dobytek ponieważ praktycznie nigdy nie miała go na sobie. Nie powiem, żeby w tedy jakoś szczególnie mi to przeszkadzało, ale kiedy pomyślę, że w oko wpadła mi laska nosząca koszulki do połowy brzucha z napisanymi cyframi "78" chce mi się wymiotować. Teraz razem z całą naszą paczką śmiejemy się z dziewczyn w t shirtach z liczbami. Kojarzą nam się z dosyć wyraźnie podaną ceną za usługę.
-To trochę tak jak by przed całym światem chciały powiedzieć ,, patrzcie patrzcie ja jestem najtańsza".-śmiał się zwykle Dave kiedy na horyzoncie pojawiała się jedna z tych, które powszechnie są uważane za szkolne "dupy". Swoją drogą jak można pozwolić na to aby ogół obywateli mówił na twój widok "niezła dupa"?
-To było trzy lata temu i naprawdę nie ma potrzeby żebyś wypominał mi to za każdym razem kiedy ktoś mi się spodoba.- syknąłem z wściekłości zaciskając zęby.
-Biorąc pod uwagę że szykuje nam się powtórka z rozrywki chyba powinienem zaczynać każdą nasz rozmowę od słów ,, Ej stary a pamiętasz może Amandę".
-Odwołaj to. Nie będzie żadnej powtórki z rozrywki.- zażądałem.
-Przykro mi Des ale obawiam się, że z twoim szczęściem do kobiet nie możemy być tego wcale tacy pewni.
Głośno wciągnąłem powietrze próbując się uspokoić i ponownie podjąłem próbę przepisania czegoś z tablicy jednak okazało się że jestem już tak bardzo z tyłu, że prawdopodobnie i tak nic bym już z tego nie zrozumiał.
- Możesz to ignorować -ciągnął tym czasem Siekiera- ale i tak wszyscy wiedzą, że z naszej dwójki to ja jestem lepszy jeśli chodzi o wyrywanie panienek.
Tym razem się nie powstrzymałem.
-Może to dlatego, że ja szukam dziewczyny z którą będę mógł porozmawiać, a nie tylko lizać się na każdym kroku.
-Czyżbyś miał coś do zarzucenia Skurze?
Cholera chyba nie o to mi chodziło. Kwiat wiśni to ewidentnie najlepsza z dziewczyn Siekiery. Jest nie tylko bardzo bystra, ale i ładna. Myślę, że to panna dla każdego, a już na pewno dla Kuroiyuukiego.
-Gościu powaliło cię? Miałem na myśli raczej Youmi, Ai, Noriko i całą resztę twoich byłych o zbyt skomplikowanych imionach żebym mógł je zapamiętać.- naprostowałem.
-No dobra przyznaję ci rację może i moje poprzednie związki nie były...
-Poważne, mądre, przemyślane?-podsunąłem
-Zawarte z odpowiednimi osobami, ale ja mam przynajmniej jakieś praktyki, a ty? Gdybym założył gdzieś listę twoich byłych prawdopodobnie była by mniej więcej tak pusta jak mój zeszyt do matmy.
-Nie śmiej się. Ja po porostu czekam na tą odpowiednią.
Siekiera wyglądał na mocno rozbawionego.
-Czekaj sobie czekaj. Mam tylko nadziej, że zanim wpadniesz na nią na ulicy nie zdążysz osiwieć.
-Właśnie spotkałem ja na korytarzu !!!!!!!!
-A no tak sorry stary czasem jak z tobą rozmawiam tracę gdzieś sedno naszej....
-Dobra Siekiera zamknij się już bo mam wrażenie że jeszcze chwila a nie wytrzymam. Zapomnij o tym co mówiłem. Sam jej poszukam.-oświadczyłem chowając zeszyt do torby. Właśnie zadzwonił dzwonek i wszyscy rzucili się na korytarz.
-Wolne żarty. Ty byś jej nie znalazł nawet gdybyś wiedział jak się nazywa ile ma wzrostu i gdzie mieszka. Pozwól że ja się tym zajmę.
Zamarłem. Kuroiyuuki jest na prawdę wspaniałym przyjacielem. Znamy się praktycznie od małego. ale jeśli mówi, że sytuacja wymaga tego aby wziął sprawy w swoje ręce to najgorsze co można zrobić to pozwolić mu na swobodne działanie.
-Nie ma nawet takiej opcji. To moja ofiara wypadku i to ja będę jej szukał.
Siekiera zamruczał jeszcze coś pod nosem dodając że widzimy się na lunchu i zostawił mnie samego z kostką, zeszytem i wołająca mnie do siebie panią Weston.
-Co jest?-zapytał mnie Siekiera mniej więcej w połowie lekcji. Plusami siedzenia na obrzeżach klasy było to, że można było bezkarnie rozmawiać nie zostając równocześnie zauważonym.
- A co takiego miało by być?- odpowiedziałem pytająco
-Nic po prostu zastanawiam się czy powinienem zabrać Cię ze sobą na wizytę do tego psychiatry?Halo Des czy ty mnie do cholery w ogóle słuchasz?!- szepnął zbulwersowany i pomachał mi ręką przed twarzą . Byłem tak zamroczony, że kiedy ujrzałem przed swoimi oczami energicznie poruszające się palce byłem przerażony i ze strachu podskoczyłem na krześle.
- Co co co?-zapytałem oszołomiony.
- W sumie nic istotnego. Tak się tylko zastanawiam czy na pewno wszystko gra bo wpatrujesz się w panią Weston tak jak by była ze 40 lat młodsza miała czterokrotnie większe piersi, a ilości jej włosów nie była wprost proporcjonalna do ilości kończyn.
Naprawdę próbowałem wsłuchać się w to co mówi jednak wyłapanie kontekstu okazało się nadzwyczajnie trudne.
-Des do cholery !
-Już już wracam- zapewniłem- to wszystko przez ten wypadek- dodałem zdecydowanie zbyt głośno żeby móc nazwać to szeptem.
Siekiera zaśmiał się bezgłośnie.
-No chyba nie zamierzasz mi tutaj wciskać, że akurat dzisiejszego poranka w drodze na matmę przygwoździłeś do ziemi jakąś niezłą dupę nie rozbijając sobie łba i nie łamiąc nogi. Chociaż w sumie to ostatnie możemy wykreślić. Z tymi butami prawdopodobnie nawet czołg nie miał by szans .
Roześmiałem się zdając sobie sprawę ile prawdy było w tym co przed chwilą usłyszałem zasługując na mordercze spojrzenie pani Waston, która na moment oderwała swoją uwagę od jakiegoś skomplikowanego równania matematycznego.
- Nie za wesoło wam tam z tyłu?- zapytała zdenerwowana patrząc na nas tymi swoimi świdrującymi oczami.
-Przysięgam, że nie bardziej niż z przodu- odpowiedział Siekiera- Aczkolwiek kto wie. Może widok pani z bliższej odległości faktycznie dostarcza mniej wrażeń.
- Ty się módl dziecko, żebym nie zapragnęła sprawdzić czy twoja teoria jest prawdziwa.-powiedziała. Każdy normalny nauczyciel prawdopodobnie uznał by że Kuroiyuuki podważa jego autorytet, ale nasz matematyczka nie tylko jest już stara, ale i przyzwyczajona do nieprzyjemnych wymian zdań z moim przyjacielem. Myślę, że w głębi serca nawet go lubi. Siekiera może i nie przejawia zbyt wielkiego zainteresowania jej lekcjami, ale kiedy przychodzi co do czego zawsze jest w stanie rozwiązać zadane mu równanie, a na testach z rzadka ma wynik mniejszy niż 100%.
Kiedy nasza denerwująca matematyca wróciła do objaśniana metody rozwiązywania jakiegoś kolejnego trudnego zadania zwróciłem się do mojego japońskiego towarzysza.
-Wracając do naszej rozmowy...
-Tak?
-To można powiedzieć, że masz racje.
Siekiera milczał przez moment udając kompletnie nie zaskoczonego, a potem odłożył długopis i uśmiechnął się do mnie.
- No to powiem ci gratuluje stary. Jakże ma na imię ta nieszczęsna kobieta której twoje wielkie ciało sprawiło dzisiejszego poranka tyle nieprzyjemności?
Już miałem zamiar otworzyć usta żeby wydobyć z siebie jakiś dźwięk kiedy nagle uświadomiłem sobie, że nie mam bladego pojęcia jak odpowiedzieć na to pytanie.
-Nie wiem- wyszeptałem cicho chowając głowę między ramiona. Nie wiedziałem czy powinienem się śmiać czy może lepiej było by gdybym zaniósł się łzami dlatego najlepiej było po prostu zniknąć.
-Gratuluje ! Typowe zachowanie Desmonda. Pozna dziewczynę, może nawet całkiem ładna, ale nie poprosi jej o imię ani numer telefonu bo po co skoro w XXI wieku każdą laskę można przywołać za pomocą okrzyku godowego strusia.
Nie odpowiedziałem ściskając głowę jeszcze mocniej pomiędzy ramionami.
-Des to, że usiłujesz na swój odmienny sposób "wsadzić głowę w piasek" nie znaczy, że cię tu nie ma.
Wyprostowałem się i spróbowałem przepisać chociaż część dotychczas powstałych na tablicy notatek.
-Może i zapomniałem zapytać jak się nazywa, ale czy to jest powód żeby drzeć się na mnie tak jak bym co najmniej podłożył pod szkołę bombę zapominając gdzie znajduje się wyjście awaryjne, dzięki któremu mamy uciec.
- Masz racje gościu. Przepraszam powinienem krzyczeć na ciebie cztery razy bardziej, ale niestety obecne warunki na to nie pozwalają.
Oderwałem się na chwile od przepisywania. W sumie jaki sens miało to "tworzenie samodzielnej notatki" kiedy i tak wszystko co pojawiało się w moim zeszycie było dla mnie nie jaśniejsze od czarnej dziury.
- Czy ja nie powiedziałem Ci przypadkiem przed chwilą, że twoja złość w stosunku do mnie jest co najmniej bezpodstawna ?
-Przykro mi bardzo Des ale obawiam się, że nigdy wcześniej bardziej się nie myliłeś niż w tym momencie.
-Tak? W takim razie jestem ciekaw na jakiej podstawie tak uważasz?
-A no na takiej, że za parę dni kiedy okaże się, że nie potrafisz wypatrzeć w tłumie tej swojej ukochanej to ja będę musiał pomagać Ci jej szukać, a kiedy już ją znajdziesz to prawdopodobnie ja będę musiał zbierać z ziemi twoje resztki kiedy okaże się, że natknęliśmy się na nią akurat w momencie w którym lizała się z najlepiej zbudowanym członkiem drużyny foodballowe obok automatu z jedzeniem.
W tym momencie miałem okropną ochotę zapoznać Siekierę z jedną z moich pięści, ale niestety a) byliśmy w trakcie lekcji z matematyki b) Kuroiyuuki był na tyle sprytny że pewnie zanim bym go trafił uchylił by się a moja zaciśnięte palce przecięły by powietrze z niezłym świstem.
Nienawidziłem kiedy wspominał historię pierwszej dziewczyny, która mi się spodobała. Była to nie jaka Amanda o brązowych włosach sięgających do pasa i piersiach tak dużych że prawdopodobnie nie było w sklepach stanika do którego by się zmieściły. Swoją drogą Amanda chyba nie starła się nawet znaleźć takiego do którego była by w stanie upchnąć swój dobytek ponieważ praktycznie nigdy nie miała go na sobie. Nie powiem, żeby w tedy jakoś szczególnie mi to przeszkadzało, ale kiedy pomyślę, że w oko wpadła mi laska nosząca koszulki do połowy brzucha z napisanymi cyframi "78" chce mi się wymiotować. Teraz razem z całą naszą paczką śmiejemy się z dziewczyn w t shirtach z liczbami. Kojarzą nam się z dosyć wyraźnie podaną ceną za usługę.
-To trochę tak jak by przed całym światem chciały powiedzieć ,, patrzcie patrzcie ja jestem najtańsza".-śmiał się zwykle Dave kiedy na horyzoncie pojawiała się jedna z tych, które powszechnie są uważane za szkolne "dupy". Swoją drogą jak można pozwolić na to aby ogół obywateli mówił na twój widok "niezła dupa"?
-To było trzy lata temu i naprawdę nie ma potrzeby żebyś wypominał mi to za każdym razem kiedy ktoś mi się spodoba.- syknąłem z wściekłości zaciskając zęby.
-Biorąc pod uwagę że szykuje nam się powtórka z rozrywki chyba powinienem zaczynać każdą nasz rozmowę od słów ,, Ej stary a pamiętasz może Amandę".
-Odwołaj to. Nie będzie żadnej powtórki z rozrywki.- zażądałem.
-Przykro mi Des ale obawiam się, że z twoim szczęściem do kobiet nie możemy być tego wcale tacy pewni.
Głośno wciągnąłem powietrze próbując się uspokoić i ponownie podjąłem próbę przepisania czegoś z tablicy jednak okazało się że jestem już tak bardzo z tyłu, że prawdopodobnie i tak nic bym już z tego nie zrozumiał.
- Możesz to ignorować -ciągnął tym czasem Siekiera- ale i tak wszyscy wiedzą, że z naszej dwójki to ja jestem lepszy jeśli chodzi o wyrywanie panienek.
Tym razem się nie powstrzymałem.
-Może to dlatego, że ja szukam dziewczyny z którą będę mógł porozmawiać, a nie tylko lizać się na każdym kroku.
-Czyżbyś miał coś do zarzucenia Skurze?
Cholera chyba nie o to mi chodziło. Kwiat wiśni to ewidentnie najlepsza z dziewczyn Siekiery. Jest nie tylko bardzo bystra, ale i ładna. Myślę, że to panna dla każdego, a już na pewno dla Kuroiyuukiego.
-Gościu powaliło cię? Miałem na myśli raczej Youmi, Ai, Noriko i całą resztę twoich byłych o zbyt skomplikowanych imionach żebym mógł je zapamiętać.- naprostowałem.
-No dobra przyznaję ci rację może i moje poprzednie związki nie były...
-Poważne, mądre, przemyślane?-podsunąłem
-Zawarte z odpowiednimi osobami, ale ja mam przynajmniej jakieś praktyki, a ty? Gdybym założył gdzieś listę twoich byłych prawdopodobnie była by mniej więcej tak pusta jak mój zeszyt do matmy.
-Nie śmiej się. Ja po porostu czekam na tą odpowiednią.
Siekiera wyglądał na mocno rozbawionego.
-Czekaj sobie czekaj. Mam tylko nadziej, że zanim wpadniesz na nią na ulicy nie zdążysz osiwieć.
-Właśnie spotkałem ja na korytarzu !!!!!!!!
-A no tak sorry stary czasem jak z tobą rozmawiam tracę gdzieś sedno naszej....
-Dobra Siekiera zamknij się już bo mam wrażenie że jeszcze chwila a nie wytrzymam. Zapomnij o tym co mówiłem. Sam jej poszukam.-oświadczyłem chowając zeszyt do torby. Właśnie zadzwonił dzwonek i wszyscy rzucili się na korytarz.
-Wolne żarty. Ty byś jej nie znalazł nawet gdybyś wiedział jak się nazywa ile ma wzrostu i gdzie mieszka. Pozwól że ja się tym zajmę.
Zamarłem. Kuroiyuuki jest na prawdę wspaniałym przyjacielem. Znamy się praktycznie od małego. ale jeśli mówi, że sytuacja wymaga tego aby wziął sprawy w swoje ręce to najgorsze co można zrobić to pozwolić mu na swobodne działanie.
-Nie ma nawet takiej opcji. To moja ofiara wypadku i to ja będę jej szukał.
Siekiera zamruczał jeszcze coś pod nosem dodając że widzimy się na lunchu i zostawił mnie samego z kostką, zeszytem i wołająca mnie do siebie panią Weston.
Rebeca
Subskrybuj:
Posty (Atom)