sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 2 ( część 4)

Jak zapewne nie trudno się domyślić dalsza część lekcji nie przebiegała normalnie. Pani Bain na nasze nieszczęście dostrzegła fakt iż ktoś ewidentnie zakpił z jej autorytetu i po mimo iż zajęcia dobiegały końca zapytała dwie dziewczyny, które myśląc, że nasza nauczycielka jest rozkojarzona zaczęły pisać do siebie liściki. Kiedy historyczka wywołała je na środek, a potem zadała trzy pytania wyrwane z różnych działów na koniec nagradzając odpowiednio niskimi stopniami miałem ochotę obgryzać paznokcie ze zdenerwowania. Obawiałem się, że wraz z momentem, w którym z powrotem zajmą swoje miejsca to ja zostanę zawezwany pod tablice dlatego, że podczas gdy one stękały usiłując coś wymyślić razem z Sakurą wymienialiśmy godne pożałowania spojrzenie. Na szczęście w raz z chwilą gdy pani Bain zajrzał do swojego kajetu by odczytać nazwisko kolejnego skazańca rozległ się dźwięk dzwonka sygnalizującego koniec naszej męczarni.
Szybciej niż zwykle spakowałem swoją kostkę i wybiegłem z dusznego pomieszczenia. W klasie obok jeszcze przed sekundą matematykę miał jeden z moich niezrównoważonych psychicznie kumpli- Kristofer. Jak zawsze czekał na mnie pod oknem umieszczonym na ścianie na przeciwko żeby razem ze mną udać się na lunch. Na powitanie przybiłem mu naszą zwyczajową piątkę.
-Siema stary !- ucieszył się z naszego spotkania- Coś się stało? Jesteś jakiś przygaszony.
Westchnąłem ciężko. Faktycznie lekcje historii zawsze wpędzały mnie w grobowy nastój.
-W zasadzie nic nad zwyczajnego. Na ostatniej lekcji najzwyczajniej w świecie miałem okazję stanąć oko w oko z niedoszłą samobójczynią.- wymamrotałem całkowicie pozbawiony życia.
- Ło! Gościu powiedz, która to, która to ?! Chodź przykleimy jej żyletę na szafkę!-rozochocił się.
-Nie!- ożywiłem się natychmiast- Nikt nie będzie jej niczego nigdzie przyklejał, a już na pewno nie ja. Zresztą chodziło mi o to, że poddała krytyce zdanie pani Bain, a na koniec wyszła w czasie trwania je zajęć, a nie, że skoczyła z mostu rozciągającego się nad ruchliwą autostradą i zamiast wylądować na twardym asfalcie upadła na przyczepę akurat przejeżdżającego auta wypełnioną po brzegi choinkami.
Kristofer posmutniał momentalnie i otworzył nam drzwi prowadzące do stołówki. Stanęliśmy w  jak na razie krótkiej kolejce pełnej oczekujących na niezjadliwe jedzenie.
- Czekaj czekaj. Co zrobiła ?!- niemal wykrzyknął kiedy wziąłem do ręki swoją porcję ziemniaków polanych bardzo dziwnym sosem mięsnym.
-Przecież już ci mówiłem. Nie zgadzała się z panią Bain w jakiejś kwestii i postanowiła jej to zakomunikować na koniec opuszczając zajęcia zanim dobiegły końca.
-O cholera niezła z niej zawodniczka.- Skomentował.- Ej ludzie- wrzasnął kiedy podeszliśmy  do naszego stolika- Gdzieś po tych obskurnych korytarzach chodzi jakaś ostra laska.
-Lilianna Dellair?-zapytała Sakura. Kompletnie zapomniałem, że chodzimy razem na historię i zgubiłem ją gdzieś w drodze do Kristofera. Swoją drogą trzeba być naprawdę utalentowanym żeby zapodziać kogoś na tak krótkim odcinku.- widziałam ją w czasie zajęć i jak dla mnie jest zwyczajnie charakterna, a wyglądem przypomina trochę czarnego kruka. Jak ty Gaara.
Uśmiechnąłem się, a siedzący naprzeciwko mnie Kay brat Rosy dwa lata ode mnie starszy rozejrzał się do okola.
-No to powiedz Des, która to niebawem zyska tytuł pierwszej poważnej dziewczyny naszego prawiczka?- zapytał z przekąsem.
- Wydaje mi się, że nawet tak podobna do mnie z wyglądu osoba raczej nie zechce nosić takowego miana, ale jeśli zamierzamy zdawać się na Sakurę to będzie to siedząca pod oknem czarna wdowa.-oznajmiłem ruchem głowy wskazując kierunek, w którym powinien spojrzeć żeby dostrzec opisywaną prze nas postać. Na nieszczęście zapomniałem, że z naszego grona nikt po za Rosą nie grzeszy subtelnością i w jednej chwili w stronę Lilianny spojrzał się Kristofer, Kay, Sakura, Siekiera i dopiero co przybyły Mats. Rosa usiłując zachować dobre maniery zerkała tylko z nad talerza licząc, że pozostanie nie dostrzeżona. Na domiar złego obiekt poddany przez nas obserwacji w pewnej chwili odwrócił głowę w naszym kierunku tak, że cyrk, który odstawiliśmy został zauważony. Oczywiście cała nasza siódemka - bo nie będę mówił wam, że jako jedyny na nią patrzyłem- postanowiła udawać głupich i natychmiast każdy z nas odwrócił spojrzenie w drugą stronę.
-No no powiem ci niezła jest.-oznajmił Mats klepiąc mnie po ramieniu.- Radzę ci tego nie spieprzyć. Rzecz jasna mogę się mylić, ale na pierwszy rzut oka nie wygląda na taką, która daje się zchwytać w sidła pierwszemu lepszemu gnojkowi. Bez urazu Des.
-Spoko. Gdybym miał się na ciebie obrażać za każdym razem kiedy mówisz mi coś niemiłego prawdopodobni przestał bym się do ciebie odzywać lata temu.
- Jak mniemam głównie dlatego, że twoja buzia mogła by być nieźle sfatygowana. Bardzo nie lubię kiedy ludzie mnie ignorują.
Roześmiałem się głośno kompletnie nie zwracając uwagi na tacę stawianą tuż obok mnie.
-Cześć- przywrócił mnie do stanu 100% trzeźwości znajomy już głos- Widziałam, że się na mnie patrzycie i postanowiłam zadbać o wasze oczy zjawiając się nie co bliżej. Mam nadziej, że nie macie nic przeciwko. Jestem Lilianna, ale wydaje mi się, że to już wiecie.
W tym momencie Siekiera opętany został nieprawdopodobnym atakiem śmiechu. Sakura patrzyła na niego nie mogąc ukryć wstydu aż w końcu trzepnęła go w głowę jednak ten w dalszym ciągu nie mógł się uspokoić.
-Przepraszam za niego. Co prawda nigdy nie był u psychiatry, ale prawdopodobnie nie jest do końca zdrowy...wiesz co mam na myśli. Mam na imię Sakura. Chodzimy razem na historię świata.-wyciągnęła rękę do naszej nowej towarzyszki.
-Tak pamiętam Cię. Siedzisz na końcu obok chłopaka, który nałogowo wpada na mnie na korytarzu.- zaśmiała się. Niestety wypowiedziane prze nią słowa jeszcze bardziej rozbawiły Siekierę, który na domiar złego próbował przedstawić się przez łzy. Wszyscy jedno głośnie postanowiliśmy to ignorować.
- Chyba masz na myśli mnie.- oznajmiłem nie śmiało- Jestem Desmond i strasznie przepraszam za dzisiaj.
Siekiera, który dzięki Sakurze już odrobinę się uspokoił wrócił do swojego poprzedniego stanu. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Chyba wiedziałem co tak strasznie bawi mojego przyjaciela. O tuż ostatnimi czasy dosyć dużo wspominałem o naszej nowej koleżance. Przeciętnie jakieś 90% tego co mówiłem dotyczyło właśnie jej. Pozostałe 10% stanowiło potakiwanie na to o czym on mi opowiadał.
-Nic nie szkodzi byłam zwyczajnie zdenerwowana. Swoją drogą całkowici nie potrzebnie- uśmiechnęła się nabierając na widelec trochę ziemniaków.
To była moja jedyna szansa żeby spotkać się z nią po szkole. Uznałem, że tym razem nie zmarnuję okazji.
-Mimo wszystko może chciała byś iść ze mną na imprezę do Sakury w ramach przeprosin-zapytałem-będzie też reszta naszej ekipy- spanikowałem.
Lilianna zastanowiła się przez moment.
-Tak myślę, że może być fajnie. Chętnie się pojawię jeśli rzecz jasna dacie mi odpowiednie wytyczne. Muszę wiedzieć gdzie mam się zjawić.
-Tak pewnie.-zapewniłem ją dostrzegając miny moich przyjaciół. Mogę przysiąc, że wyglądali tak jak by za raz mieli ryknąć śmiechem swoją drogą nie dziwię im się. To chyba najbardziej żenująca próba zaproszenia dziewczyny na randkę w całym moim marnym życiu.
Rebeca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz