niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 2 ( część 5)

Po skończonych lekcjach Siekiera odwiózł mnie do domu. Początkowo proponowała abym razem z nim udał się do centrum handlowego pomóc wybrać Sakurze jakąś sukienkę na wieczór, ale odmówiłem. Obiecałem Amber, że poprawię jej jakieś opowiadanie na angielski, a po za tym i tak nie szczególnie miałem ochotę pałętać się po sklepach. Jestem 100% facetem i takie miejsca jak galerie handlowe nie należą do moich ulubionych. Poza tym byłem z lekka przerażony perspektywą wieczoru w towarzystwie tak pięknej dziewczyny jak Lilianna i pewnie i tak nie mógł bym się na niczym skupić. Chociaż nie zapowiadało się na romantyczną posiadówkę we dwójkę, denerwowałem się tak jak bym przygotowywał kolację przy świecach, do której mam nadzieję w przyszłości kiedyś dojdzie. W towarzystwie dziewczyny, która w padła mi w oko ostatni raz miałem przyjemność przebywać w wieku 10 lat dlatego ewidentnie nie miałem w prawy we flirtowaniu. Po za tym obawiałem się iż nie uda mi się zrobić dobrego wrażenia swoim wizerunkiem. Jakoś tak wyszło, że wszystkie moje ubrania wyglądają bardzo podobnie. Powiem szczerze w jednej chwili na głowę sypnęły mi się wszystkie te zmartwienia, których jak najdłużej chciałem uniknąć.
- Desmondzie!- dobiegł mnie krzyk młodszej siostry gdy tylko przekroczyłem próg domu- pamiętasz o swojej obietnicy ?
Zdjąłem buty i postawiłem je na przeznaczonej do tego wycieraczce. Czy w tym domu naprawdę nie mogę mieć ani chwili spokoju? Ledwo wszedłem do środka, a Amber już zamierza zarzucać mnie jakimiś głupotami.
-Tak. Zaraz przyjdę- odpowiedziałem skwaszony podnosząc z ziemi kostkę i zarzucając ją sobie na plecy. Powoli powłóczyłem się do pokoju Młodej. Siedziała przy biurku z otwartym brudnopisem i gryzmoliła w nim niestaranne litery. Zawsze kiedy na nią patrzyłem było mi jej coraz bardziej szkoda. Kiedy ja byłem w jej wieku sam odrabiałem prace domowe, jeździłem do szkoły dusznym autobusem, a kiedy coś przeskrobałem dostawałem szlaban, a nie tylko głupie pouczenie. Ogólnie rzecz biorąc byłem dużo bardziej samodzielny niż ona. Być może dlatego ja już w tedy miałem długie spięte w kucyk kręcone blond włosy, których nigdy nie czesałem, a na nogach nosiłem ciężkie buty nie zależnie od tego jak była pogoda, a ona w dalszym ciągu prosiła mamę żeby związywała jej dwa warkocze podczas gdy sama zakładała na siebie różowe misiowate bluzy i przymałe ogrodniczki.
Rzuciłem okiem na te jej wypociny i doszedłem do wniosku, że to co napisała jest całkiem dobre pod względem zarówno stylistycznym jak  i ortograficznym. Całe szczęście. Dzięki temu poprawianie drobnych niedoskonałości nie zabrało mi dużo czasu.
-Myślę, że teraz powinno być już okay.-uśmiechnąłem się oddając jej zeszyt z powrotem.
-Jesteś najlepszym bratem na świecie- przytuliła mnie. Moja siostra była dziecinna i co za tym idzie często nie dawała się lubić, ale nigdy nie rzucała mi się na szyję. Ewidentnie coś było nie tak. Spojrzałem na nią podejrzliwie, a ona kontynuowała- dlatego mam nadziej, że nie obrazisz się jeśli powiem ci, że podebrałam dzisiaj kilka twoich płyt.
Wytrzeszczyłem z niedowierzaniem oczy. Moja siostra kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z koronkowymi spódnicami w kolorze godnym określenia lila róż dupę. Byłem mile zaskoczony jednak z obawy iż jeśli nie uświadomię jej, że po mimo wszystko nie podoba mi się,  że zabiera moje rzeczy bez pytania będzie to robiła częściej.
-Mam nadzieję, że nadal są w dobrym stanie- powiedziałem nie umiejąc zdobyć się na nic bardziej nie przyjemnego- i, że niebawem wrócą na swoje miejsce.
-Już wróciły- zapewniła mnie pośpiesznie- Wiesz Des tak naprawdę podbieram je już od jakiegoś czasu.
-Naprawdę?
- Tak, ale pomyślałam sobie, że pewnie i tak się nie zorientujesz jeśli uda mi się wszystko odnosić z powrotem za nim wrócisz ze szkoły, albo imprezy. Nie jesteś na mnie zły?
Uśmiechnąłem się.
-Mogę wiedzieć chociaż co takiego przypadło ci do gustu?
Pokiwała głową.
-Szczególnie Green day. W sumie po za tym czasem słuchałam jeszcze tylko Guns N' Roses.
Byłem zdziwiony. Nie podejrzewał bym, że mojej nieporadnej Amber spodoba się takie brzmienie.
-Chodź ze mną chyba mam coś co może ci się spodobać.
Poprowadziłem ją do mojego pokoju i obdarowałem trzema płytami my chemical romance.
-Mam nadziej, że trafią w twoje nowe upodobania. Tylko proszę zrób coś z tymi ubraniami. Nie każę od razu stawać się żądnym kociej krwi black metalowcem, ale skoro twoje gusta muzyczne są już nie co bardziej wyrafinowane mogła być zrezygnować z niektórych bluz. Bez obrazy, ale do tej pory maiłem cię za fanatyczkę tego ostatnio coraz bardziej popularnego różowego gówna.
-Nic nie szkodzi- jeszcze raz mnie objęła- I dziękuję oczywiście. Naprawdę jesteś najlepszym bratem na świecie.
Roześmiałem się. Amber była niezwykle rozkoszna, ale z drugiej strony zbyt duża na to wszystko co mówiła, robiła i nosiła.
-Cieszę się, że jesteś zadowolona mimo wszystko najwyższy czas żebyś się ulotniła. Muszę się jak najszybciej przebrać. Śmierdzę jak stare skarpety, a znając życie zaraz będzie tu Kay. Muszę doprowadzić się do stanu chociaż względnej używalności.
-Jasne. Tylko mam jedną uwagę. Jeśli chcesz poderwać dziewczynę nie ubieraj tej koszulki z czerwonym napisem i wielkim potworem na plecach. Uwierz mi ona naprawdę nie wygląda lepiej niż szmata wyciągnięta z niedźwiedziej nory.
-Jeśli wielmożna pani tak uważa to nie pozostaje mi już nic jak tylko zapewnić ją, że za niecham jej włożenia.- zatrzasnąłem jej drzwi przed nosem. Wydaje mi się, że mogła jęczeć coś jeszcze na progu, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Kochałem ją. Była w końcu moją siostrą, ale gdybym słuchał wszystkiego co mówi prawdopodobnie wkrótce bym zwariował.
Otworzyłem szafę stojącą w rogu mojego królestwa i wyciągnąłem z niej koszule w kratę wraz z koszulką z nirvany- tą która kupić można na każdym bazarze. Nie miałem czasu żeby się wykąpać dlatego z psikałem się dezodorantem, a na koniec z pryskałem resztką perfum. Na co dzień kompletnie nie interesowało mnie czy ulatniający się ode mnie zapach jest przyjemny ani czy ubranie w którym jestem było ostatnio prane, ale tym razem postanowiłem przywiązać do tego trochę większą wagę.
Ledwo w spokoju usiadłem na łóżku i wyciągnąłem z kostki przybory szkolne, a dźwięk klaksonu przywołał mnie do okna.
- Jeśli zamierzasz z nami jechać radzę się pospieszyć zwłaszcza, że tego wieczoru na twoim miejscu nie chciał bym przypominać wyglądem spoconej wiewiórki.- wrzasnął Kay kiedy otworzyłem okiennice wychylając się z miniwana. Pośpiesznie zasznurowałem buty. Czas stanąć oko w oko z Lilianną.
Rebeca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz