W sali było bardzo ciepło, a przez zamknięte okna przedzierały się promienie słońca, które raziły mnie w oczy. Siedziałem na końcu pomieszczenia niemal ocierając się plecami o ustawiony za mną parawan. Obok mnie spoczywała Sakura i usilnie notowała coś w zeszycie, a ja pusto wpatrywałem się w tablice nie mogą zapomnieć wrogiego spojrzenia potrąconej prze ze mnie uczennicy. Było on bowiem niezwykle nie przyjemne i odrzucające, a zarazem miało w sobie coś intrygującego co powodowało, że był bym w stanie potrącić ją raz jeszcze tylko po to by móc znów je zobaczyć.
Wszyscy byli do siebie podobni . Każdy przypominał każdego. Niby od zawsze zdawałem sobie z tego sprawę jednak dopiero teraz było to widoczne aż tak wyraźnie.
Niektórzy - nie poprawni optymiści- próbowali jeszcze smutno się uśmiechać, ale na myśl o pani Bain, która pierwszy raz w historii tej szkoły spóźniała się na lekcję nawet oni jak by nagle posmutnieli.
Z zamyślenia wyrwał mnie stukot jej brązowych obcasów. Szybko sprawdziłem czy moje książki leżą równo, a praca domowa jest odpowiednio wyodrębniona. Na koniec usiadłem prosto i położyłem ręce na blacie.
Kiedy nasza ulubiona nauczycielka położyła wreszcie filiżankę z kawą na swoim brązowym - zgodnie z jej zaleceniami- wstaliśmy i nie zbyt entuzjastycznie powitaliśmy ją głośnym- ale ,, nie za głośnym"- ,, dzień dobry", na które jak to miała w zwyczaju- nie odpowiedziała. Wyciągnęła natomiast z szuflady swój czarny ,,kajet śmierci", a następnie napisała temat na kredowej tablicy wyglądającej na jedną z tych, które funkcjonowały jeszcze w okresie wojny.
W klasie panowała cisza spowita unoszącym się wszędzie przerażeniem.
Chwyciłem długopis, aby móc zapisać powstającą na tablicy notatkę i nie zwróciłem uwagi na smukłą postać po cichu wkradającą się do sali.
-Dzień dobry- powiedziała niemal szeptem szukając wolnego miejsca. Jak zwykle pusta była tylko jedna ławka- bezpośrednio granicząca z biurkiem nauczycielki.
Prawdopodobnie wszystkim przebywającym wówczas w klasie przez głowę przebiegła tylko jedna myśl ,, Już po niej".
Pani Bain nerwowo odwróciła się w stronę wchodzącej do klasy niewiasty. Nie szczególnie obchodziła mnie to z kim jeszcze uczęszczał będę na historię świata dlatego też nie podniosłem głowy z nas zeszytu w myślach usiłując przypomnieć sobie jakieś wiadomości z poprzedniego tematu na wypadek gdybym faktycznie został dzisiaj poproszony do odpowiedzi.
- A cóż ty tu robisz?- dobiegł do mojej oddalonej o setki miliardów kilometrów duszy słowa zdenerwowanej nauczycielki.
-Wydaje mi się , że przyszłam na lekcję, aczkolwiek równie dobrze mogę zjeść obiad. Jestem potwornie głodna.
Usłyszawszy ten delikatny, a jednocześnie zdecydowany głos momentalnie wróciłem do rzeczywistości. Z ostatniego rzędu dostrzegłem stojącą pod tablicą w długiej czarnej spódnicy i luźnej zielonej koszulce z niemal czarnymi włosami i wiankiem świeżych stokrotek na głowie dziewczynę, którą kilka minut temu po raz drugi potrąciłem.
-Jeżeli zamierzasz odzywać się do mnie takim tonem od razu możesz z tond wyjść.
-Zważywszy na panującą w klasie atmosferę propozycja wydaje się być kusząca jednakże nie zamierzam obniżać frekwencji na pańskich zajęciach.
Wszyscy w sali wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. Oto stała przed nami nieznana dziewczyna, której język był tak niewyparzony, że nawet pani Bain najgorsza z najgorszych weszła z nią w nieprzyjemną dyskusję.
nauczycielka opuściła ręce w geście dezaprobaty i wbrew swoim zasadą po prosiłą tylko o dane osobowe, których Lilianna - bo jak się okazało tak miała na imię nieznajoma- nie zamierzała podać.
Kiedy pani Bain, w skazała jej w końcu miejsce, które miała zająć minęła przynajmniej połowa lekcji. Zanurzyliśmy się wówczas w przekazywanym przez naszą historyczkę natłoku informacji dotyczących odkryć geograficznych.
- To dosyć niesprawiedliwe- powiedział Sakura nie podnosząc ręki do góry co wydawało się być czynem samobójczym. Na szczęście pani Bain nie okrzyczała jej pytając jedynie:
-Co takiego młoda damo?
Zapomniałem wspomnieć, że nasza ukochana nauczycielka nie należała do najmłodszych. Prawdopodobnie miała koło 60 wiosen. Jej włosy były krótkie i przefarbowane na jasny blond przez, który prześwitywała siwizna. Była bardzo ostra, a także niezwykle nie tolerancyjna dlatego fakt iż w ogóle zwróciła uwagę na skośno okom dziewczynę był dosyć niecodzienny.
-Krzysztof Kolumb odkrył nowy ląd. Popchnął na przód u wczesną cywilizację, a tym czasem jakiś inny mężczyzna dostąpił największego zaszczytu i zapisał się na kartach historii jako człowiek od którego nazwiska nosi nazwę jedne z kontynentów. Tymczasem sam Krzysztof dostaje jedynie skrawek ziemi nazwany na jego cześć Kolumbią.
-Jak widzisz droga Sakuro na naszym świecie nigdy nie było zbyt wiele sprawiedliwości. Na szczęście mimo wszystko nazwisko Krzysztofa Kolumba przetrwało i wciąż jest znane. Życzę wam- słysząc te słowa poczułem dreszcz na plecach- aby i was pamiętano za 500 kolejnych lat.
Usłyszałem jak czyjaś torba podnosi się z ziemi i ujrzałem wstającą Liliannę kierującą się w stronę drzwi.
-A ty do kąt się wybierasz moja droga? Obawiam się, że dzwonek jeszcze nie zadzwonił.
Lilianna odwróciła się w stronę nauczycielki mierząc wzrokiem jej niezgrabną, grubawą postać.
-Przepraszam, ale pańskie poglądy kompletnie odbiegają od mich dlatego też postanowiłam iż nie będę dłużej męczyć swoich uszu pańskim gadaniem- oznajmiła z pewnością siebie na jaką nikt nie był w stanie się zdobyć nawet w chwili kiedy po dawał pani Bain imię i nazwisko pierwszego prezydenta USA.
-W takim razie może podzielisz się z resztą klasy własnymi przemyśleniami na temat Krzysztofa Kolumba ?
Byłem zaskoczony. Nie kazał jej nawet wracać na miejsce. Nie kazał jej ,,przestać się wygłupiać". Nie wpisała jej jedynki z zachowania, a poprosiła aby wygłosiła SWOJE WŁASNE PRZEMYŚLENIA! To niesamowite. Wręcz nieprawdopodobne.
- Któregoś dnia nasze nazwiska i tak deszcz zetrze z grobów. Nie ważne kim będziemy, któregoś dnia spowijemy się gęstą mgłą niepamięci. Po co przeciągać tą chwilę w nieskończoność? Ona i tak nadejdzie.-oświadczyła i wyszła z klasy trzaskając drzwiami.
Wszyscy uczniowie spoglądali na siebie ze zdziwieniem, a pani Bain nie umiała oderwać spojrzenia od klamki. Wbiłem wzrok w opuszczone przez Liliannę miejsce, a w mojej głowie huczało jedno bardzo ważne dla mnie nazwisko. John Green.
Rebeca
Kocham!!!
OdpowiedzUsuńDo niczego nie można się przyczepić ;) piszesz bez błędów, rozdziały dodajesz mega często i do tego długie, piszesz normalne opowiadania (w dobrym znaczeniu oczywiście) nie są one jakieś psychiczne gdzie się tylko zabijają i "leje" się krew ;) i nie piszesz np. 38 kom to dodam nexta. A LBA się nie przejmuj bo fajnie jest się dowiedzieć więcej o autorce bloga :D
Więc według mnie masz dużyyy talent którego ci zazdroszczę ;*
No to czekam na następny :)
Boże nawet nie wiesz jak bardzo dziękuję ci za ten komentarz. Miło jest słyszeć komplementy od ludzi którzy prawia je nie mając ku temu powodów
Usuń