wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 2 ( część 3)

Muszę przyznać, że po mimo iż raczej nie urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą miałem dzisiaj niesamowitego farta. Mianowicie udało mi się dobiec do klasy na czas. Gdyby mi się to nie udało prawdopodobnie został bym poproszony do odpowiedzi a na nią za cholerę się nie nauczyłem.
W sali było bardzo ciepło, a przez zamknięte okna przedzierały się promienie słońca, które raziły mnie w oczy. Siedziałem na końcu pomieszczenia niemal ocierając się plecami o ustawiony za mną parawan. Obok mnie spoczywała Sakura i usilnie notowała coś w zeszycie, a ja pusto wpatrywałem się w tablice nie mogą zapomnieć wrogiego spojrzenia potrąconej prze ze mnie uczennicy. Było on bowiem niezwykle nie przyjemne i odrzucające, a zarazem miało w sobie coś intrygującego co powodowało, że był bym w stanie potrącić ją raz jeszcze tylko po to by móc znów je zobaczyć.
Wszyscy byli do siebie podobni . Każdy przypominał każdego. Niby od zawsze zdawałem sobie z tego sprawę jednak dopiero teraz było to widoczne aż tak wyraźnie. 
Niektórzy - nie poprawni optymiści- próbowali jeszcze smutno się uśmiechać, ale na myśl o pani Bain, która pierwszy raz w historii tej szkoły spóźniała się na lekcję nawet oni jak by nagle posmutnieli.
Z zamyślenia wyrwał mnie stukot jej brązowych obcasów. Szybko sprawdziłem czy moje książki leżą równo, a praca domowa jest odpowiednio wyodrębniona. Na koniec usiadłem prosto i położyłem ręce na blacie.
Kiedy nasza ulubiona nauczycielka położyła wreszcie filiżankę z kawą na swoim brązowym - zgodnie z jej zaleceniami- wstaliśmy i nie zbyt entuzjastycznie powitaliśmy ją głośnym- ale ,, nie za głośnym"- ,, dzień dobry", na które jak to miała w zwyczaju- nie odpowiedziała. Wyciągnęła natomiast z szuflady swój czarny ,,kajet śmierci", a następnie napisała temat na kredowej tablicy wyglądającej na jedną z tych, które funkcjonowały jeszcze w okresie wojny. 
W klasie panowała cisza spowita unoszącym się wszędzie przerażeniem. 
Chwyciłem długopis, aby móc zapisać powstającą na tablicy notatkę i nie zwróciłem uwagi na smukłą postać po cichu wkradającą się do sali.
-Dzień dobry- powiedziała niemal szeptem szukając wolnego miejsca. Jak zwykle pusta była tylko jedna ławka- bezpośrednio granicząca z biurkiem nauczycielki.
Prawdopodobnie wszystkim przebywającym wówczas w klasie przez głowę przebiegła tylko jedna myśl ,, Już po niej".
Pani Bain nerwowo odwróciła się w stronę wchodzącej do klasy niewiasty. Nie szczególnie obchodziła mnie to z kim jeszcze uczęszczał będę na historię świata dlatego też nie podniosłem głowy z nas zeszytu w myślach usiłując przypomnieć sobie jakieś wiadomości z poprzedniego tematu na wypadek gdybym faktycznie został dzisiaj poproszony do odpowiedzi.
- A cóż ty tu robisz?- dobiegł do mojej oddalonej o setki miliardów kilometrów duszy słowa zdenerwowanej nauczycielki.
-Wydaje mi się , że przyszłam na lekcję, aczkolwiek równie dobrze mogę zjeść obiad. Jestem potwornie głodna.
Usłyszawszy ten delikatny, a jednocześnie zdecydowany głos momentalnie wróciłem do rzeczywistości. Z ostatniego rzędu dostrzegłem stojącą pod tablicą w długiej czarnej spódnicy i luźnej zielonej koszulce z niemal czarnymi włosami i wiankiem świeżych stokrotek na głowie dziewczynę, którą kilka minut temu po raz drugi potrąciłem.
-Jeżeli zamierzasz odzywać się do mnie takim tonem od razu możesz z tond wyjść.
-Zważywszy na panującą w klasie atmosferę propozycja wydaje się być kusząca jednakże nie zamierzam obniżać frekwencji na pańskich zajęciach.
Wszyscy w sali wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. Oto stała przed nami nieznana dziewczyna, której język był tak niewyparzony, że nawet pani Bain najgorsza z najgorszych weszła z nią w nieprzyjemną dyskusję.
nauczycielka opuściła ręce w geście dezaprobaty i wbrew swoim zasadą po prosiłą tylko o dane osobowe, których Lilianna - bo jak się okazało tak miała na imię nieznajoma- nie zamierzała podać.
Kiedy pani Bain, w skazała jej w końcu miejsce, które miała zająć minęła przynajmniej połowa lekcji. Zanurzyliśmy się wówczas w przekazywanym przez naszą historyczkę natłoku informacji dotyczących odkryć geograficznych.
- To dosyć niesprawiedliwe- powiedział Sakura nie podnosząc ręki do góry co wydawało się być czynem samobójczym. Na szczęście pani Bain nie okrzyczała jej pytając jedynie:
-Co takiego młoda damo?
Zapomniałem wspomnieć, że nasza ukochana nauczycielka  nie należała do najmłodszych. Prawdopodobnie miała koło 60 wiosen. Jej włosy były krótkie i przefarbowane na jasny blond przez, który prześwitywała siwizna. Była bardzo ostra, a także niezwykle nie tolerancyjna dlatego fakt iż w ogóle zwróciła uwagę na skośno okom dziewczynę był dosyć niecodzienny.
-Krzysztof Kolumb odkrył nowy ląd. Popchnął na przód u wczesną cywilizację, a tym czasem jakiś inny mężczyzna dostąpił największego zaszczytu i zapisał się na kartach historii jako człowiek od którego nazwiska nosi nazwę jedne z kontynentów. Tymczasem sam Krzysztof dostaje jedynie skrawek ziemi nazwany na jego cześć Kolumbią.
-Jak widzisz droga Sakuro na naszym świecie nigdy nie było zbyt wiele sprawiedliwości. Na szczęście mimo wszystko nazwisko Krzysztofa Kolumba przetrwało i wciąż jest znane. Życzę wam- słysząc te słowa poczułem dreszcz na plecach- aby i was pamiętano za 500 kolejnych lat.
Usłyszałem jak czyjaś torba podnosi się z ziemi i ujrzałem wstającą Liliannę kierującą się w stronę drzwi.
-A ty do kąt się wybierasz moja droga? Obawiam się, że dzwonek jeszcze nie zadzwonił.
Lilianna odwróciła się w stronę nauczycielki mierząc wzrokiem jej niezgrabną, grubawą postać.
-Przepraszam, ale pańskie poglądy kompletnie odbiegają od mich dlatego też postanowiłam iż nie będę dłużej męczyć swoich uszu pańskim gadaniem- oznajmiła z pewnością siebie na jaką nikt nie był w stanie się zdobyć nawet w chwili kiedy po dawał pani Bain imię i nazwisko pierwszego prezydenta USA.
-W takim razie może podzielisz się z resztą klasy własnymi przemyśleniami na temat Krzysztofa Kolumba ?
Byłem zaskoczony. Nie kazał jej nawet wracać na miejsce. Nie kazał jej  ,,przestać się wygłupiać". Nie wpisała jej jedynki z zachowania, a poprosiła aby wygłosiła SWOJE WŁASNE PRZEMYŚLENIA! To niesamowite. Wręcz nieprawdopodobne.
- Któregoś dnia nasze nazwiska i tak deszcz zetrze z grobów. Nie ważne kim będziemy, któregoś dnia spowijemy się gęstą mgłą niepamięci. Po co przeciągać tą chwilę w nieskończoność? Ona i tak nadejdzie.-oświadczyła i wyszła z klasy trzaskając drzwiami. 
Wszyscy uczniowie spoglądali na siebie ze zdziwieniem, a pani Bain nie umiała oderwać spojrzenia od klamki. Wbiłem wzrok w opuszczone przez Liliannę miejsce, a w mojej głowie huczało jedno bardzo ważne dla mnie nazwisko. John Green.
Rebeca

2 komentarze:

  1. Kocham!!!
    Do niczego nie można się przyczepić ;) piszesz bez błędów, rozdziały dodajesz mega często i do tego długie, piszesz normalne opowiadania (w dobrym znaczeniu oczywiście) nie są one jakieś psychiczne gdzie się tylko zabijają i "leje" się krew ;) i nie piszesz np. 38 kom to dodam nexta. A LBA się nie przejmuj bo fajnie jest się dowiedzieć więcej o autorce bloga :D
    Więc według mnie masz dużyyy talent którego ci zazdroszczę ;*
    No to czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże nawet nie wiesz jak bardzo dziękuję ci za ten komentarz. Miło jest słyszeć komplementy od ludzi którzy prawia je nie mając ku temu powodów

      Usuń