Kiedy w wieku 9 lat uznałem, że czas życia mojej młodocianej bohaterki dobiegł końca zabiłem bezbronną 7 latkę w wypadku samochodowym. Zawiesiłem wówczas "pisarstwo" na okrągły rok by kolejną "powieść" stworzyć podczas pierwszych w życiu koloni kiedy to przelanie na papier wydarzeń rzeczywistych pozwoliło mi stworzyć horror mrożący krew w żyłach nawet najtwardszego 10 latka. Historia ta zraziła mnie do książek tak bardzo, że uznałem iż nigdy więcej nic już nie napiszę.
Trwałem w tym postanowieniu cale dwa lata , jednak jesieni roku 2010 niezaspokojone pragnienie opublikowania własnego dzieła dało o sobie znać powołując do życia szóstkę przyjaciółek obdarzonych magicznymi zdolnościami. Moja niewyżyta dusza pozwoliła na to bym w pół roku ukończył pracę nad całą trylogią ,,Bogini Nocy". Niezadowolony z efektów schowałem trzy bruliony do ciemnej szuflady z nadzieja na to że już nigdy nie ujrzą światła dziennego.
Przez kolejne pół roku nie tknąłem długopisu, ale pod koniec wiosny jedna z bohaterek mojej własnej serii zapragnęła aby jej imię jeszcze chociaż kilka razy pojawiło się na kartce papieru nakłaniając mnie do napisania jeszcze jednej części cyklu.
Po śmierci dosłownie wszystkich postaci jakie kiedy kol wiek stworzyłem w mojej głowie narodziła się Aischia Norbert zagubiona między jawa a snem błagająca abym opowiedział jej historię kulawa nastolatka. Potulnie stworzyłem dla niej osobny kajecik czekając aż na jego ostatnich stronach po długiej walce z problemami psychicznymi Aischia umrze z wycieńczenia.
Kolejny zeszyt poświęcony był już tylko i wyłącznie mnie. Umieściłem w nim kilka swoich snów połączonych zgrabnie w spójną całość podczas 10 dniowych wakacji z rodzinką. Kiedy ostatnio zabrałem się aby to przeczytać nie mal że płakałem ze śmiechu. Okazuje się, że moje nie dojrzałe zauroczenia bawią nie tylko moich znajomych, ale również i mnie.
W wieku 13 lat napadła mnie ogromna fascynacja darami anioła co spowodowało iż napisałem cztero brulionową opowieść inspirowaną tą serią. Nigdy sam jej nie przeczytałem, ale jestem pewien, że gdybym to zrobił porzucił bym swoja pasję na dobre.
w ciągu kolejnych kilku lat pozwoliłem zaistnieć jeszcze tylko trójce bohaterów. Liliannie i Onaelowi, ofiarą wypadku samochodowego, które podczas śpiączki farmakologicznej przypadkowo dostały się do innego wymiaru przepełnionego czarownicami i magami rożnej maści, a także Samotności czyli 16 latce, która usiłowała popełnić samobójstwo średnio 19383029283 w jednym rozdziale.
Wracając do sedna ( jeśli w ogóle gdzieś się jakieś ukrywa) ostatnich dwóch "książek" nigdy nie udało mi się dokończyć i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie zamierzam robić tego w przyszłości. Ostatnimi czasy uświadomiłem sobie, że w prost nienawidzę fantastyki nad którą przez cały ten czas tak usilnie pracowałem. Nie zamierzam nigdy więcej stworzyć niczego w tym klimacie. Równie dobrze mógł bym w tym czasie robić zadania z matematyki albo uczyć się regułek na fizykę, ani jedno ani drugi nie bylo by przyjemne a tym bardziej nie przyniosło by mi żadnej satysfakcji.
W każdym razie postanowiłem poczekać aż spłynie na mnie wena i dopiero w tedy zakupi kolejny notatnik tym razem doprowadzając aby zapisane w nim slow dostępne były dla każdego jeszcze za nim ukończę 18 lat .
Początkowo pomysł był bardzo dobry jednak po roku czekania na to aż w mojej głowie zakiełkuje coś niesamowitego mój 16 letni umysł nie wytrzymał i pod wpływem impulsu zapisałem się na kółko literackie. Pierwsze zajęcia maja odbyć się za tydzień i wraz z każdą kolejna minutą co raz bardziej mam ochotę palnąć sobie patelnią w łeb.
Po pierwsze znajdę się w jednej sali z bandą dziwaków w większości jak mniemam obdarzonych nie przeciętna wyobraźnia. Nie twierdzę że do nich nie należę ( do dziwaków to, że moja wyobraźnia nie jest szczególnie rozwinięta jest oczywiste praktycznie od zawsze) jednak jeśli będę nimi otoczony prawdopodobnie dosyć boleśnie uświadomię sobie swoja pozycje w społeczeństwie.
Po drugie prawdopodobnie okaże się, że jestem jedną z najgorzej radzących sobie osób w grupie. Jednym słowem wpędzę się w głęboka depresje uświadamiając sobie jak ogromne ze mnie beztalencie.
Po trzecie na pierwsze spotkanie każdy z uczestników ma obowiązkowo przynieść przygotowany przez siebie fragment prozy bądź utwór poetycki.
Świetnie! Człowiek zapisuje się na zajęcia z nadzieją, że ktoś pomorze mu złapać wiatr w żagle, poszerzy jego horyzonty, wskaże odpowiednią ścieżkę, a tym czasem zanim dowie się czy jego oczekiwania zostaną spełnione musi sam stworzyć historie będąc pozbawionym jakiego kol wiek pomysłu.
Przysięgam, że jeśli nie zostanę wyproszony z sali zaraz po przeczytaniu pierwszego akapitu mojego opowiadania ja kwestionujący istnienie boga 16 latek osobiście podziękuje mu kilku godzinna modlitwą.
,, Zaraz zaraz Desmond nie pędź tak do przodu'' upominam się w myślach ,, przecież ty nawet nie zacząłeś jeszcze pisać tego swojego wielce kompromitującego "dzieła", no chyba, że siedzenie na szkolnym "spacerowniku"- jak nazywa nasz "wybieg" mój przyjaciel- pod starym drzewem z pustą kartką papieru tuż obok Siekiery można nazwać próbą twórczą".
Przeanalizowałem sytuacje. Od 40 minut moje pośladki narażone były na niechciane nikomu działanie porannej rosy, a uszy drażnił skrzek Siekiery, który pomimo moich licznych błagań nie chciał dać mi chwili spokoju. No cóż jak to mówią sztuka zawsze rodziła się w bólach.
-Ej stary ! - krzyknął po raz kolejny mój nad wyraz zaangażowany w prace przyjaciel pokazując palcem cztery starsze od nas dziewczyny przechodzące tuż obok- A może o nich byś coś napisał ?!
Spojrzałem we wskazanym przez niego kierunku i złapałem spojrzenie jednego z pokazanych przez mojego kumpla obiektów. Był wyraźnie zmieszany, a ja próbując uratować własny tyłek udałem równie nie zorientowanego.
-Boże Dez spójrz tylko na te jędrne pupy. Czy one nie wyglądają w prost genialnie! - dodał jeszcze głośniej tak, że owa zdegustowana wcześniej panienka zarzuciła włosami uśmiechnęła się do niego i w jednej chwili stała się niezwykle pewna siebie zaczynając ruszać biodrami jeszcze mocniej i obficiej niż robiła to chwile wcześniej. Muszę się z nim zgodzić ręce aż same wyrywają się w stronę długopisu. Powstrzymałem je w ostatniej chwili, a rozmarzony siekiera dodałe ucieszony- Patrz patrz uśmiechnęła się do mnie !
-Gościu co jest dla ciebie nie zrozumiałego w pytaniu ,,czy mógł byś mi nie przeszkadzać"?-oburzony podniosłem głos. Za 20 minut zaczynała się lekcja. Liczyłem, że dzisiejszego poranka będę miał przynajmniej jakiś pomysł, a tym czasem jedyne co udało mi się osiągnąć to jakiś 385 wrogów. Siekiera zdecydowanie nie grzeszy subtelnością i swoje uwagi na temat przechodzących uczniów wygłasza o wiele za głośno.
-Zdecydowanie wszystko.-odpowiedział z wielkim uśmiechem i zaczął wyszukiwać mi kolejne 4000 osób na temat których mógł bym napisać jakąś porządną historię. Ja tym czasem załamałem ręce zastanawiając się jaki potencjał mój towarzysz widzi w osobie pracującego na szkolnym dziedzińcu ogrodnika.
- Czekaj możesz mi to jakoś klarowniej wyjaśnić? Uważasz, że jest ciekawy dlatego, że świetnie wychodzi mu koszenie naszego trawnika ?
Potakuje.
-To kompletnie bez sensu.-stwierdziłem zażenowany.
-Osz ty Desmondzie czy naprawdę nigdy nie zwróciłeś uwagi na to jaki idealnie wyglądają zielone tereny otaczające ten szary brudny więzienny budynek?
Rozglądam się do okola szukając czegoś wyjątkowego co mogło by świadczyć o mojej dotychczasowej ślepocie jednak jedyne co wyróżnia się na tle reszty to stary dąb pod którego koroną schowaliśmy się przed promieniami wschodzącego słońca.
- Szczerze mówiąc nie.-oznajmiłem zdecydowanie.
-Wiesz co człowiek się stara próbuje pomóc wstaje o zdecydowanie nie ludzkiej godzinie tylko dlatego, że ty nie masz samochodu, którym mógł byś dojechać do szkoły, a ty nic tylko krytykujesz wszystko co wymyślę.
-Czekaj, czekaj kto?
-Jak to kto?
-No ty czy ten człowiek ?-śmieje się jednak Siekiera wcale nie jest rozbawiony, a ja uświadamiam sobie,że to co powiedziałem nie miało żadnego logicznego sensu i ni jak kleiło się z resztą rozmowy. Mój kumpel wstaje z mokrego trawiastego podłoża, na którym po tak długim czasie zdążył się już odcisnąć wyraźny kształt jego tyłka.
-Dobra Dezi widzimy się na matmie. Nic tu po mnie.
-Kurde Siekiera co ty wyrabiasz do cholery to miał być żart? Nie znasz się na żartach?
Mój przyjaciel otrzepuje spodnie ze źdźbeł trawy, które zdążyły się do niego przyczepić po czym patrzy próbując zrozumieć o co mi chodziło. W reszcie rozbawionym głosem wyjaśnia.
- Mówiłem ci już kiedyś, że nie masz poczucia humoru.
-Jakieś 1000000.
- W takim razie oszczędzę Ci tego 1000001 i powiem tylko, że nawet nie zwróciłem uwagi na to co powiedziałeś.
Typowe zachowanie Siekier. Człowiek coś do niego mówi, a on albo całkowicie to ignoruje, albo robi coś kompletnie odwrotnego. Na szczęście przez lata udało mi się nauczyć nie zwracać na to większej uwagi.
-W takim razie dlaczego wstałeś?- pytam, a on pokazuje głowa w kierunku swojej dziewczyny w drapującej się na schody prowadzące na dziedziniec. Sakura rzuca mu się na szyje jak co rano i przytula tak mocno jak by nie widziała go kilka dobrych miesięcy. Siekiera, którego imię tak naprawdę brzmi Kuroiyuuki podobnie jak jego dziewczyna pochodzi z Japonii i nigdy nie był z kimś kto również nie była by skośno oka.
-Witaj Kwiecie wiśni- mówię radośnie i obejmując dziewczynę mojego przyjaciela, która jest ode mnie dosyć sporo niższa.
- Co słychać Gaara ?-pyta. Gaara oznacza po japońsku śmierć, a jako, że Sakura nienawidzi mojego prawdziwego imienia dwa lata wcześniej kiedy zaczęła przyjaźnić się z Siekierą tym samym sposobem powiększając naszą paczkę postanowiła nadać mi takie ,które będzie pasowało do mnie pod względem znaczenia. Zważywszy na mój mroczny wygląd trafiła idealnie.
-Twój chłopak przeszkadza mi od jakiejś dobrej godziny. Był bym niezmiernie wdzięczny gdyby udało ci się wbić mu do głowy chociaż kilka zasad dobrych manier.
Sakura spojrzała na swojego wybranka, który jak gdyby nigdy nic bujał się w przód i w tył przebywając prawdopodobnie w jakiejś swojej własnej rzeczywistości. Kompletnie nie zwracał na nas uwagi.
-Obawiam się Gaara, że jest już za późno.- uśmiechnąłem się próbując zmusić się do cichego chichotu. Sakura podobnie jak ja kiedy w niebie rozdawali poczucie humoru plątała się pomiędzy dilerami.- Kuroiyuuki ? Ziemia do Kuroiyuukiego ?!-pomachała Siekierze ręką przed twarzą, a ten otrząsnął się gwałtownie.
-Tak, tak żyje nie musicie wzywać karetki pogotowia.-zapewnił powoli wracając do rzeczywistości.
-Karetka to może faktycznie przesada, ale wydaje mi się, że jakiś psychiatra wcale by nie zaszkodził. Gdzieś ty znowu zniknął?- zapytała bardziej zmartwiona niż oburzona. Prawdą jest, że ostatnimi czasy myśli Siekiery coraz częściej skręcają nie tam gdzie powinny.
-Chciał bym powiedzieć, że wędrowałem z tobą ulicami zatłoczonego Tokio, ale obydwoje wiemy, że siedziałem na imprezie w towarzystwie 60 dziwek wstrzykując sobie działkę hery.
Zaśmiałem się, ale Sakura ewidentnie nie załapała sarkazmu.
-To żart tak?- zapytała po chwili zmieszana, a rozbawiony Siekiera pokiwał głową.
-Dobra stary obiecałem mojej japońskiej królowej, że pożyczę jej z rana książkę, która mam w szafce. Obawiam się, że aby tego dokonać musimy niezwłocznie spadać. Widzimy się na matmie.- powiedział po czym przybił mi piątkę chwycił za rękę Kwiat Wiśni i skierował się w raz z nią w stronę szkolnych.
Zostałem sam a do dzwonka pozostało 10 minut. Nie było więc sensu ponownie siadać pod drzewem zwłaszcza, że mój zmoczony rosą tyłek prawdopodobnie zdążył już wyschnąć.
Uklęknąłem na lewym kolanie i otworzyłem moją kostkę po czym wepchnąłem do jej wnętrza zeszyt a4 i długopis. Wstałem i narzuciłem plecak na lewe ramię ruszając śladami Siekiery i Sakuru.
Szkolny korytarz wypełniony był uczniami, którzy schronili się w chłodnych murach przed panującym na zewnątrz upałem. Rok szkolny dopiero się rozpoczął a pogoda zdecydowanie nie sprzyjała nauce, a tym bardziej poruszaniu się wewnątrz budynku. Gdzie człowiek się nie ruszył wpadał na kogoś równie niezadowolonego z powodu zatłoczonego przejścia i ocierał się o jego spocone ciało. Na domiar złego moja szafka znajdowała się praktycznie na drugim końcu szkoły tak, że dostanie się do niej w tych warunkach nie tylko było nadzwyczajnie nieprzyjemne, ale i graniczyło z cudem. Niestety chyba nie miałem innego wyjścia jak tylko zatopić się w morzu ludzkich głów.
Mniej więcej po pokonaniu połowy korytarza cztery razy dostałem z łokcia dwa razy uderzyłem twarzą w czyjąś mokrą podkoszulkę samemu depcząc wszystkich ludzi tarasujących mi drogę. Przyznam szczerze nie miałem więcej siły. Zamknąłem oczy i zebrałem się w sobie z nadzieją, że w ten sposób łatwiej będzie mi dobrnąć do miejsca docelowego. Kilka kolejnych kroków postawiłem powoli ale na oślep. Czując, że prawdopodobnie pomimo zatrzaśniętych powiek nic mi nie grozi przyśpieszyłem. Chciałem jak najszybciej wpaść na moją szafkę wyciągnąć z niej odpowiedni zeszyt i pobiec do klasy matematycznej. Nawet nie zwróciłem uwagi kiedy pod podeszwą mojego ciężkiego buta znalazł się zwiewny fragment czarnej spódnicy.Nim zdążyłem zorientować się jak wygląda sytuacja leżałem już na ziemi przygniatając do podłogi czyjeś ciało. Otworzyłem oczy i spostrzegłem drobną postać próbującą się z pode mnie wyczołgać. Zerwałem się na równe nogi i podałem rękę niewieście tak chudej, że aż dziw iż wyszła z tego bez szwanku. Dziewczyna poprawiła długie, kruczoczarne włosy, a ja nie mogłem oderwać od niej spojrzenia. Była żywym uosobieniem mojego ideału.
-Nic nie widzę- wyszeptała do mnie, a ja osłupiony jej uroda przez chwile zastanawiałem się o co może jej chodzić.
-Proszę- powiedziałem podnosząc w końcu leżące na ziemi okulary w czarnej grubej oprawie, a ona założyła je na oczy i zamrugała. Dodałem szybko- I przepraszam! To przez ten upał. Na przyszłość będę bardziej uważał chociaż w sumie jeśli dzięki temu miał bym częściej wpadać na takie dziewczyny jak ty chyba głęboko rozważę nie podejmowanie walki z niezdarnością.
Delikatnie się uśmiechnęła
-Mimo wszystko uważam, że powinieneś otwierać oczy kiedy przemierzasz ten bezkresny ocean ludzi. Jeśli na twojej buzi przybędzie więcej siniaków obawiam się, że więcej żadna z twoich ofiar nie podejmie nawet najkrótszej próby wymiany zdań.
-Masz całkowita racje. Swoją drogą nie widziałem cie tu wcześniej jesteś nowa czy ostatnimi czasy moje oczy najzwyczajniej cię nie zarejestrowały?
-Bez obawy twój wzrok w przeciwieństwie do mojego na razie raczej nie szwankuje. Przyjechałam na początku roku.- oznajmiła , a ja pomogłem pozbierać jej książki, które wcześniej wypadły jej prze ze mnie z rąk. Swoją droga cała ta sytuacja była żałosna i żywcem wyrwana z jakiegoś głupiego romansidła nad którym rozczulają się bezmózgie 12 latki razem ze swoimii matkami. Chciałem ją przerwać zanim dobrniemy do etapu ,, ej a może pójdziesz ze mną po szkole na spacer, chętnie pokażę ci miasto", ale nie mogłem oderwać wzroku od twarzy mojej "ofiary" dlatego zacząłem kombinować nad wersją alternatywną tej propozycji.
-W takim razie skąd jesteś?-zapytałem w czasie gdy mój umysł pochłonięty był analizowaniem "koloru jej oczu" czyli mówiąc prościej rozmiaru jej stanika- może i piszę opowiadania, ale w dalszym ciągu jestem tylko nastoletnim chłopakiem.
-To dosyć długa historia- po braku akcentu zorientowałem się, że za pewne przyleciała z zagranicy, ale nie miałem możliwości dodać ,,to może spotkamy się na lunchu i wszystko mi opowiesz" bo zadzwonił dzwonek -zupełnie nie jak w tanim głupim romansidle- i ludzie zaczęli utrudniać nam komunikacje dlatego pożegnałem się tylko skinieniem z nadzieją, że po lekcjach uda mi się złapać ją na dziedzińcu i pognałem rozpychając się łokciami w stronę swojej szafki.
Rebecka